Minister zdrowia Adam Niedzielski wprowadził zmiany w systemie testowania osób z podejrzeniem zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Priorytetem jest teraz testowanie pacjentów z objawami, mogącymi wskazywać na zakażenie, tj. gorączką, kaszlem, problemami z oddychaniem. O wiele mniej testów będzie wykonywanych u osób chorujących bezobjawowo. Zasadniczą zmianą jest również to, że w diagnozowaniu COVID-19 znacznie zwiększona została rola lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Zgodnie z wytycznymi, opieka ma zaczynać się teleporadą, a jeśli w ciągu 3-5 dni nie nastąpi poprawa stanu zdrowia pacjenta lub objawy się nasilą, lekarz powinien przeprowadzić badanie w przychodni. Po badaniu może zdecydować, czy konieczne jest przeprowadzenie testu na COVID-19. - Nowy system doprowadził do dramatycznej sytuacji: lekarze zamiast leczyć ciężko chorych utonęli w biurokracji. Zajmują się wypisywaniem skomplikowanych skierowań na testy na koronawirusa. Musimy się w tym celu logować do zupełnie nowego systemu, który nie zawsze działa. Przejęliśmy obowiązki urzędników. Dostaję w tej sprawie setki telefonów od kolegów lekarzy z całej Polski - mówi Marek Twardowski, wiceprezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie. Jego zdaniem nowy system jest nie tylko bardziej obciążający dla lekarzy, ale także gorszy z punktu widzenia pacjentów, ponieważ ogranicza ich dostęp do testów. - Poprzedni system dawał możliwość wykonania większej liczby testów. Teraz w ramach teleporady lekarz może skierować na testy tylko pacjentów z czterema objawami COVID-19 występującymi łącznie. Według badań tylko jednak kilka procent osób zarażonych koronawirusem ma te cztery objawy łącznie. Pozostali więc muszą udać się do przychodni, aby dostać skierowanie na test. Przy okazji mogą pozarażać innych: w autobusach, a także w przychodni, do której przecież przychodzą głównie ludzie starsi i z chorobami przewlekłymi. To straszne, co się teraz dzieje - mówi Marek Twardowski. Jego zdaniem już teraz w przychodniach tworzą się "horrendalne kolejki" pacjentów oczekujących na poradę. Według niego nowy system negatywnie odbije się na wszystkich pacjentach, także tych cierpiących na inne schorzenia niż COVID-19. - Teraz będą mieli trudności w dostaniu się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Już teraz onkolodzy i lekarze innych specjalności biją na alarm - mówi Marek Twarowski. GIS broni nowego systemu Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego argumentuje, że nowy system kieruje chorych na koronawirusa do właściwych osób, czyli do lekarzy. - Do tej pory pacjenci często traktowali pracowników sanepidu jak medyków, dzwoniąc do nich z opisami swoich objawów. A przecież sanepid nie został powołany do leczenia - argumentuje Jan Bondar. Tłumaczy, że nowy system nie musi oznaczać mniejszej liczby testów na COVID-19. - Punktów badań ma być teraz więcej - zapewnia. Zmiany w systemie były rekomendowane przez krajowego konsultanta ds. medycyny rodzinnej. - Z nami nikt się konsultował w tej sprawie. Podjęto tę decyzję bez naszej opinii. Teraz część lekarzy jest załamana. Dzwonią do mnie i mówią, że chcą zrezygnować z pracy - mówi Marek Twardowski. Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie także Ministerstwo Zdrowia, na razie jednak nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Lekarze alarmują Federacja Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie napisała w tej sprawie list do ministra zdrowia. "Apelujemy o odpowiedzialne traktowanie życia naszych pacjentów - zgodne z aktualnie sprawowaną przez Pana funkcją Ministra Zdrowia. Zdajemy sobie sprawę z kosztów testów w kierunku COVID-19 w kontekście budżetu państwa. Jednak oszczędzanie nie może odbywać się kosztem zdrowia Polaków! A tak właśnie traktujemy Pańską, zawartą w "Strategii postępowania w walce z pandemią na jesień", decyzję" - napisali lekarze (pisownia oryginalna). Proszą także o "korektę przepisów wynikających wyłącznie z powodów ekonomiczno-politycznych, mających na celu 'wypłaszczenie' liczby zakażonych, co grozi przedłużaniem się pandemii i wprowadzaniem w błąd społeczeństwa, prowadząc do lekceważenia przez nie procedur bezpieczeństwa epidemiologicznego". Piszą także o innych skutkach zmian. "Już dziś dostrzegamy negatywne efekty lęku przed zachorowaniem na COVID-19 wśród pacjentów nieinfekcyjnych. Unikają oni wizyty u lekarza. Odkładają na później konsultacje niepokojących objawów, których wcześniej nie zauważali lub pogorszenie już istniejących. Skutkiem tego jest zmniejszenie liczby odnotowywanych pacjentów kardiologicznych czy onkologicznych. A te osoby, które się zgłaszają są w większym stopniu zaawansowania niż w epoce przed epidemią".