Na czym polega metoda lekarza z Marsylii? Jak pisze "Le Parisien", leczenie odbywa się na bazie Chlorochiny, która jest wykorzystywana od dziesięcioleci jako lek przeciwmalaryczny i znana podróżującym pod nazwą Nivaquine. Jeszcze zdecydowanie za wcześnie, aby stwierdzić, czy francuski wirusolog rzeczywiście znalazł coś nowego czy raczej zostanie uznany za szarlatana, który daje nieuzasadnioną nadzieję tysiącom zakażonych, ale mimo sceptycyzmu wielu innych specjalistów z Francji, tamtejsze ministerstwo zdrowia dość poważnie potraktowało podane wyniki badań. Tak naprawdę sytuacja zmieniła się, gdy resort ogłosił, że leczenie będzie testowane "na znacznie szerszą skalę" przez "niezależne zespoły naukowców". "Poprosiłem, żeby testy profesora Raoulta były sprawdzone w innych ośrodkach i przez inne zespoły" - przyznał francuski minister zdrowia Olivier Véran. Zastrzegł jednak, że "jeszcze nigdy żaden kraj na świecie nie wydał zgody na leczenie w oparciu o takie badanie jak w tym przypadku". Jak się okazuje, francuski lekarz prowadził testy na 24 pacjentach, czyli na niewielkiej próbie. Stąd umiarkowany optymizm. "Zostawmy na razie te wielkie deklaracje, że mamy cudowny lek" - mówi minister Véran. Z drugiej strony, czołowi politycy zachęcają, aby zalecić stosowanie leku w środowisku medycznym. "Nie ma czasu do stracenia" - mówi Bruno Retailleau, szef republikańskich senatorów. Z kolei mer Nicei Christian Estrosi, który sam jest zakażony koronawirusem, przekonuje, że trzeba zaufać lekarzowi, który zrobił te badania. RP