Badacze przedstawili listę dziesięciu różnych dowodów, które przemawiają za przedstawioną tezą. Przywołują na niej m.in. przypadki tzw. superrozsiewaczy - np. w hrabstwie Skagit w stanie Waszyngton jedna osoba z chóru zaraziła 53 inne. Według autorów artykułu badania potwierdzają, że takich zdarzeń nie da się wytłumaczyć samym bliskim kontaktem czy przenoszeniem wirusa przez dotykanie zakażonych powierzchni. Naukowcy wskazują również, że transmisja wirusa jest dużo intensywniejsza w zamkniętych pomieszczeniach, niż na zewnątrz, a wentylacja wyraźnie ją zmniejsza. Poza tym, zwracają uwagę na badania, według których osoby chorujące bezobjawowo lub takie, u których objawy jeszcze nie się nie rozwinęły i nie kichają, ani nie kaszlą, odpowiadają za ok. 40 proc. zakażeń. Ich zdaniem ta "cicha" transmisja ma być jedną z głównych dróg szerzenia się wirusa. "Dowody wskazujące na transmisję przez powietrze są przytłaczające" Autorzy analizy donoszą też o badaniach, według których do zakażeń dochodziło także na dużą odległość, np. między ludźmi mieszkającymi w przyległych pokojach hotelowych, a którzy nigdy się nie spotkali. Jednocześnie - według nich - słabo wykazano, że koronawirus roznosi się na dużych kroplach śliny, które szybko opadają i infekują różne powierzchnie. - Dowody wskazujące na transmisję przez powietrze są przytłaczające, a dowody na udział dużych kropel praktycznie nie istnieją - uważa jeden ze autorów publikacji, prof. Jose-Luis Jimenez z University of Colorado Boulder. - Byliśmy w stanie zidentyfikować i zinterpretować wysoce złożone, specjalistyczne prace na temat dynamiki ruchu płynów oraz izolacji samego wirusa - podkreśla główna autorka publikacji prof. Trish Greenhalgh z University of Oxford. - Choć niektóre pojedyncze prace zostały ocenione jako niskiej jakości, w sumie dowody na roznoszenie się wirusa przez powietrze są liczne i silne. Nie powinno być żadnych dalszych opóźnień we wprowadzaniu na świecie środków zapobiegawczych chroniących przed tego typu transmisją - dodaje specjalistka. Zdaniem prof. Jimeneza to pilna kwestia, by Światowa Organizacja Zdrowia oraz inne zajmujące się zdrowiem publiczne agencje dostosowały opis transmisji wirusa odpowiednio do naukowych dowodów. - Pozwoli to skoncentrować wysiłki na ograniczaniu transmisji przez powietrze - dodaje. "Zaskakujące, że jeszcze ktokolwiek o to pyta" Badacze zwracają przy tym uwagę, że ich ustalenia wskazują, że choć mycie rąk czy dezynfekcja powierzchni nie są bez znaczenia, to nie powinno się na nie liczyć tak bardzo, jak na metody ograniczające zakażenia przez powietrze. Zdaniem autorów, zakazić się można, gdy ktoś wydycha powietrze, mówi, krzyczy, śpiewa, czy kicha. Jako środki ochrony naukowcy zalecają m.in. dobrą wentylację, filtrację powietrza, dystans społeczny, noszenie maseczek w pomieszczeniach i zadbanie o ich dobrą jakość. - To zaskakujące, że jeszcze ktokolwiek pyta o to, czy transmisja w powietrzu to główna droga rozprzestrzeniania się wirusa - uważa inna autorka publikacji, specjalistka w dziedzinie chemii aerozoli, prof. Kimberly Prather z University of California San Diego. - Tylko uwzględniając inhalację aerozoli - zarówno w małych, jak i dużych odległościach - możemy wyjaśnić wiele ognisk, które pojawiły się w pomieszczeniach w różnych częściach świata. Dzięki uznaniu, że wirus roznosi się w powietrzu, wiemy jak się bronić. Można podać wiele przykładów miejsc, które poradziły sobie dużo lepiej od innych, dzięki założeniu, że wirus rozprzestrzenia się drogą powietrzną. Świat musi iść ich śladami jak najszybciej - dodaje ekspertka. Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz!