W kolejnym dniu kryzysu epidemiologicznego we Włoszech, gdzie liczba zmarłych wynosi już 1441, zwraca się uwagę na rodzinne dramaty, rozgrywające się w szpitalach na oddziałach chorób zakaźnych. To, co się tam dzieje, przypomina opisywane wcześniej zdarzenia z Chin, gdzie również umierający seniorzy nie mogli pożegnać się ze swoimi bliskimi. Nikt oprócz personelu medycznego nie ma wstępu na oddziały, na których leżą osoby zakażone wirusem COVID-19. Jak podkreślają lekarze w mediach, dla wielu ciężko chorych chwila opuszczenia domu i przewiezienia do szpitala jest ostatnim momentem, gdy widzą swych bliskich. Potem nikt - mimo próśb - nie może zobaczyć się ze swą rodziną. "Sami przyjmowani są na oddział i sami, bez bliskich umierają, często do końca świadomi" - powiedział jeden z lekarzy w telewizji RAI. "Nikt z najbliższych nie może przy nich czuwać do ostatniej chwili. Najbardziej dramatyczna sytuacja to ta, gdy widzi się, jak pacjenci umierają zupełnie sami i błagają o to, by móc pożegnać się z dziećmi i wnukami" - podkreśliła w jednym z wywiadów doktor Francesca Cortellaro ze szpitala San Carlo Borromeo w Mediolanie. Lekarka opowiedziała, że jedna z jej starszych pacjentek zdążyła pożegnać się ze swym wnukiem dzięki temu, że zorganizowała połączenie wideo przez swój telefon komórkowy. Lekarze mówią, że na oddziałach dla chorych z koronawirusem bardzo przydałyby się tablety, poprzez które umierający pacjenci mogliby po raz ostatni zobaczyć się ze swoimi bliskimi.