Koronawirus we Francji. Szef policji musiał wycofać się z kontrowersyjnych słów
O tym, że w czasie koronawirusa trzeba szczególnie uważać na słowa, przekonał się prefekt paryskiej policji Didier Lallement. Jego wypowiedź o jednoznacznym powiązaniu "pacjentów na intensywnej terapii" z brakiem przestrzegania obostrzeń związanych z niewychodzeniem z domu spotkała się od razu z ostrą krytyką. Konieczne było natychmiastowe dementi.
"Każdy powinien zrozumieć, że ci, którzy dzisiaj są w szpitalach i znajdują się z ciężkim stanie, na początku obostrzeń nie dostosowali się do nich. To proste, zależność jest tu oczywista" - powiedział Lallement przed kamerami telewizji informacyjnej BFM TV.
Problem w tym, że to deklaracja, nie ma żadnego oparcia w rzeczywistości. Choćby dlatego, że zakażone zostały osoby, które od wprowadzenia nowych zasad kontynuowały pracę, zajmowały się innymi pacjentami albo po prostu są członkami rodzin zakażonych.
Kontrowersyjne słowa szefa policji spotkały się od razu ze zdecydowaną reakcją ministra spraw wewnętrznych Christophe’a Castanera, który zachęcił Lallementa do korekty wypowiedzi.
Dlatego pojawił się kolejny komunikat, w którym można przeczytać, że "Prefekt policji żałuje wypowiedzianych słów". "Jego zamierzeniem nie było wykazanie bezpośredniego związku między nierespektowaniem zaleceń a obecnością chorych na intensywnej terapii. Chodziło jedynie o zwrócenie uwagi ścisłego przestrzegania zasad, dla zdrowia nas wszystkich" - napisał szef policji.