- Jesteśmy w punkcie krytycznym. Następne tygodnie będą dużym wyzwaniem - powiedział Jonathan Brotherton, dyrektor University Hospitals Birmingham NHS Trust, który zarządza czterema szpitalami w mieście. To największa jednostka organizacyjna w Anglii w ramach publicznej służby zdrowia. Jak dodał rozprzestrzenianie się wirusa powoduje, że szpitale znajdują się pod coraz większą presją, czego skutki przekładają się też na pacjentów z innymi schorzeniami. - Nie możemy poradzić sobie z tym wszystkim na raz. Ludzie nie łączą tego, ale jeśli będzie więcej przypadków koronawirusa, ktoś inny nie będzie miał operacji, i tak właśnie się stanie - mówił Brotherton. Poinformował on, że wciągu ostatnich sześciu tygodni liczba pacjentów z koronawirusem w czterech szpitalach pod zarządem University Hospitals Birmingham NHS Trust wzrosła z 20 do 206, co znaczy, że zajmują oni ok. 10 proc. łóżek szpitalnych, a prognozy wskazują, że będzie ich nadal przebywać. Do tej pory wszyscy pacjenci, którzy trafiali do szpitalnych oddziałów ratunkowych byli przyjmowani, ale jak zapowiedział Brotherton, aby złagodzić presję, od przyszłego tygodnia, każdy, kto nie będzie wymagał pilnej opieki szpitalnej, zostanie zawrócony. Będzie to oznaczało powrót do sytuacji z pierwszej fali epidemii, gdy w marcu, kwietniu i maju wszystkie usługi medyczne, z wyjątkiem najpilniejszych operacji, zostały bardzo ograniczone, a cała uwaga skupiona była na koronawirusie. W szczytowym momencie pierwszej fali w szpitalach University Hospitals Birmingham NHS Trust znajdowało się ok. 700 pacjentów z koronawirusem, w tym 127 na oddziałach intensywnej terapii. Z Londynu Bartłomiej Niedziński