Specjalna brytyjska komisja zajmująca się opieką nad chorymi już w grudniu orzekła, że niewłaściwe zawiadomienia pojawiające się na temat resuscytacji krążeniowo-oddechowej doprowadziły w ubiegłym roku do zgonów, których teoretycznie można było uniknąć. "The Guardian" zwraca uwagę, że informacje na ten temat pojawiły się w czasie, gdy na rząd jest wywierana coraz większa presja, aby jeszcze raz rozważyć decyzję o tym, że osoby z trudnościami w uczeniu się nie znalazły się w priorytetowej grupie szczepień. Gazeta przypomina, że istnieje coraz więcej dowodów, iż nawet osoby z lekką niepełnosprawnością - jeśli zarażą się koronawirusem - są bardziej narażone na ostry przebieg choroby i w konsekwencji na śmierć. Okazuje się także, że nawet jeśli niektóre grupy, np. osoby z zespołem Downa, miały obietnicę szczepionki, to inne (z trudnościami w uczeniu się) zostały przydzielone do innych oczekujących kategorii. "Wiele osób czuje teraz strach" Tymczasem dane upublicznione przez brytyjską służbę zdrowia pokazują, że od początku ostatniego lockdownu na Wyspach, czyli w ciągu pięciu tygodni, COVID-19 był odpowiedzialny aż za 65 procent zgonów osób z niepełnosprawnościami, mających trudności w uczeniu się. Również oficjalne statystyki wskazują, iż takie osoby w wieku od 18 do 34 lat są 30 razy bardziej narażone od swoich rówieśników na śmierć z powodu koronawirusa. - W czasie pandemii wiele osób z trudnościami w uczeniu się spotkało się z szokującą dyskryminacją i z przeszkodami w dostępie do opieki zdrowotnej. Były też nieodpowiednie powiadomienia o tym, żeby ich nie reanimować - mówi Edel Harris, szef organizacji charytatywnej Mencap. Jak przypomina, chodzi o osoby, które nawet przed covidem umierały w wieku znacznie wcześniejszym niż średnia krajowa. - Wiele takich osób czuje teraz strach i zastanawia się, dlaczego zostały pominięte. To niedopuszczalne - podkreśla Harris.