W Kalifornii w ciągu ostatniego tygodnia odnotowywano średnio 433 zgonów dziennie. We wtorek, wyprzedzając stan Nowy Jork, Kalifornia stała się stanem z największą liczbą 44 800 zgonów z powodu koronawirusa od początku pandemii. "Spustoszenie siejące przez wirus" "W odpersonalizowanej matematyce pandemii istnieją dwa sposoby spojrzenia na spustoszenia siejące przez wirus w Kalifornii. Jako najbardziej zaludniony stan w Ameryce ma zdecydowanie najwięcej przypadków COVID-19 w kraju, ponad 3,4 miliona, a obecnie także najwięcej zgonów. Ale, po uwzględnieniu dużej liczby populacji, Kalifornia ma niższy wskaźnik śmiertelności niż 32 stany i stołeczny Dystrykt Kolumbia" - zauważył dziennik "New York Times". Z około 114 zgonami na 100 tys. ludzi, Kalifornia ma ich o około połowę mniej aniżeli stany Nowy Jork, New Jersey, Massachusetts lub Missisipi. Jak podkreśla gazeta, różnica w liczbie ofiar śmiertelnych między Nowym Jorkiem a Kalifornią może być mniejsza, jeśli weźmie się pod uwagę prawdopodobieństwo, iż Nowy Jork zaniżał liczbę zgonów w wczesnych stadiach pandemii. "NYT" uzasadnia to ograniczonymi wówczas możliwościami przeprowadzania testów na obecność koronawirusa. "Pandemia zebrała nierównomierne żniwo" "Pandemia zebrała nierównomierne żniwo w Kalifornii. Ludzie na południu i w rolniczej Central Valley zostali znacznie bardziej dotknięci niż społeczność na północy. Ale nawet w San Francisco, gdzie prawie 350 osób zmarło z powodu wirusa, okrucieństwo pandemii (...) przybiera na sile" - akcentuje "New York Times". Tymczasem Uniwersytet Johnsa Hopkinsa w Baltimore poinformował we wtorek w nocy, że w ciągu ostatniej doby zarejestrowano w Stanach Zjednoczonych 1465 ofiar śmiertelnych COVID-19. Obecność koronawirusa potwierdzono u 86 646 kolejnych osób. Uczelnia z Baltimore szacuje, że od wybuchu epidemii w Stanach Zjednoczonych odnotowano łącznie 27 179 740 przypadków zakażenia wirusem. Liczba ofiar śmiertelnych sięga 467 673.