Dzień wcześniej, w czwartek, wykryto wykryto 37 077 infekcji, co również było - wówczas - rekordem. Łącznie testy na koronawirusa dały wynik pozytywny u 2,475 mln Amerykanów, zmarło 124,749 osób. Są to wskaźniki nienotowane w żadnym innym kraju. Mimo dużej liczby dokonywanych testów, władze szacują, że w rzeczywistości liczba osób chorych oraz tych, które przeszły chorobę, może być nawet dziesięć razy wyższa. Znaczny wzrost zachorowań wystąpił w 16 stanach, m.in. w Teksasie, Alabamie, Arizonie, Kalifornii, Missisipi, Missouri, Nevadzie, Oklahomie oraz Karolinie Południowej. W części tych stanów zawieszono dalsze znoszenie restrykcji wprowadzonych na czas pandemii i "odmrażanie" gospodarki. Problem dotyczy też Florydy, gdzie od piątku zakazano spożywania alkoholu w barach. "Milenialsi" wezwani do testów Główny epidemiolog kraju, dr Anthony Fauci, przyznał w piątek na briefingu prasowym, że Stany Zjednoczone mają wciąż "poważny problem" z koronawirusem. "Jedynym sposobem rozwiązania go jest wspólne działanie" - podkreślił. Eksperci specjalnego zespołu kryzysowego w Białym Domu, wezwali osoby urodzone na przełomie tysiącleci, czyli tzw. "milenialsów", aby poddały się testowi, nawet jeśli nie występują u nich żadne symptomy choroby. Eksperci podkreślali, że aby powstrzymać rozszerzanie się pandemii należy wzmóc przeciwdziałania i powstrzymać znoszenie restrykcji. Wiceprezydent Mike Pence ocenił natomiast, że mimo tych niepokojących danych, "osiągnięty został postęp" w zwalczaniu pandemii.