Wymóg zachowania dystansu społecznego sprawił, że wielu bezdomnych korzystających ze specjalnych schronisk przeniesiono do 63 komercyjnych hoteli opustoszałych z braku gości w czasie kryzysu koronawirusa. Znalazło się tam blisko 13 tysięcy osób pozbawionych dachu nad głową. Decyzja władz miejskich, podkreślających, że ratuje to nieszczęśnikom życie, nie spotyka się zawsze ze zrozumieniem. Krytykują ją zwłaszcza ludzie mieszkający w sąsiedztwie hoteli przemianowanych na schroniska dla bezdomnych. Z jednej strony utyskują, że teraz to oni są zagrożeni. Z drugiej zwracają uwagę, że poza mieszkaniem bezdomnym nie zapewnia się w hotelach innych potrzebnych im usług i pozostawia samych sobie. Aktywistka dokumentuje zachowanie bezdomnych "Zażywają narkotyki. Widzimy ludzi nietrzeźwych, są zarejestrowani przestępcy seksualni" - przekonywała cytowana w serwisie telewizji NBC Alison Morpurgo. Zdaniem matki trojga nastolatków od czasu, kiedy trzy hotele w okolicy wypełnione są setkami bezdomnych, towarzyszą temu problemy społeczne na pobliskich ulicach. Morpurgo wchodzi w skład grupy Upper West Siders for Safer Streets, której celem jest dbałość o bezpieczeństwo na ulicach w północno-zachodniej części Manhattanu. Gromadzi ona zdjęcia i inne materiały ilustrujące zachowanie bezdomnych na chodnikach. Jedni są nieprzytomni, inni leżą koło stolików wystawianych przez restauracje na zewnątrz na czas pandemii, jeszcze inni dopuszczają się nawet publicznie czynów lubieżnych. "Czasami biegnę rano i szczerze mówiąc, widzę igły na ziemi. (...) Chcemy mieć bezpieczniejsze ulice, ale także chcemy też, aby ludzie dostawali usługi, których potrzebują, czego najwyraźniej tutaj nie widać" - argumentowała Morpurgo. "To było okropne" Według ekipy burmistrza Billa de Blasio hotele we wszystkich pięciu dzielnicach Nowego Jorku oferują usługi dla bezdomnych. Organizacja non-profit Project Renewal twierdzi, że w Lucerne Hotel, w północno-zachodniej części Manhattanu, zatrudnia 50 pracowników świadczących usługi doradcze, medyczne i rekreacyjne. NBC przytacza wypowiedź do niedawna bezdomnego Salvatore Salomona, który był wcześniej w hotelu obsługiwanym przez inną organizację non-profit w dzielnicy Queens. Narzekał, że nikt się tam bezdomnymi nie zajmował i podziela obawy mieszkających w sąsiedztwie hotelu ludzi. "To było okropne. Wchodzisz na korytarz, widzisz facetów prawie odurzonych narkotykami. Nikt ich nie nadzoruje. Wchodzisz do łazienki i widzisz ledwie żywych facetów" - opowiadał Salomon. "Nie będziemy tworzyć zamkniętych osiedli" Rzecznik miejskiego urzędu ds. bezdomnych uznał za błędne założenie z góry, że osoby bezdomne są uzależnione. "Nowojorczycy doświadczający bezdomności to nasi sąsiedzi, a to, że nie są mile widziani w niektórych dzielnicach z jakiegokolwiek powodu, uwłacza podstawowej przyzwoitości. Nie będziemy w naszym mieście tworzyć zamkniętych osiedli" - powiedział rzecznik. Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski