Wicerzecznik PiS Radosław Fogiel Polskim Radiu 24 zapewnił, że sytuacja dotycząca koronawirusa jest monitorowana. Na uwagę, że opozycja, a szczególnie politycy Platformy Obywatelskiej, w tym marszałek Senatu Tomasz Grodzki twierdzą, że rząd popełnił błąd, kupując mało testów na koronawirusa, stwierdził, że ma wrażenie, iż "opozycja chwyciła się tematu testów i zrobiła z tego główną sprawę, którą stara się atakować rząd". "To by świadczyło o tym, że rzeczywiście te dotychczasowe działania są na tyle dobre, że nie bardzo jest się, mówiąc kolokwialnie, do czego przyczepić, więc desperacko chwytamy się tych testów" - podkreślił. 60 tys. testów w zapasie "Mamy tym momencie zapasów testów 60 tys., ten zapas jest odnawiany, więc mamy ten bufor bezpieczeństwa" - oświadczył Fogiel. "Więc to nie jest tak, że mamy 60 tys. i koniec kropka, i zaraz nam ich zabraknie" - podkreślił. Poseł zwrócił też uwagę, że "testy wykonujemy według wskazań i zaleceń lekarskich". Dodał, że są to zalecenia WHO. Powołując się na opinie GIS i resortu zdrowia, przypomniał, że "testy wykazują wirusa, w którymś momencie, kiedy rzeczywiście można to wychwycić". Zaznaczył, że w sytuacji, w której każdy może się badać, badania te musiałyby być przeprowadzane co dwa dni i skutkować często złudnym poczuciem bezpieczeństwa. "Więc takie masowe testowanie też wydaje się nie być wskazane" - ocenił polityk. Dworczyk: Mamy spore zabezpieczenie Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Michał Dworczyk, pytany w TVP1, czy w Polsce brakuje testów na koronawirusa, odparł: "Od samego początku, kiedy wirus zaczął być w Europie i zaczął zbliżać się do Polski, a potem pojawiły się pierwsze przypadki, akurat jeśli chodzi o testy - mamy zabezpieczenie spore". "Postępujemy zgodnie z wytycznymi WHO. Żeby wykonać test muszą być spełnione pewne medyczne wskazania. Za każdym razem podejmuje decyzję lekarz. Nie słyszałem o przypadku, żeby osoba ze wskazaniami nie miała wykonanego testu" - dodał minister. Jednocześnie podkreślił, że to rzeczywiście nie jest tak, że każda osoba, która deklaruje, że źle się czuje, ma wykonywany test. "Są procedury, które zostały skonstruowane na podstawie wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia, które stosujemy, gdy chodzi o przeprowadzanie testów" - wskazał szef KPRM. Nie wykluczył, iż Ministerstwo Zdrowia na jakimś etapie zmieni procedury, ale - podkreślił - trzeba być ostrożnym w spekulacjach i dywagacjach. Müller: Liczbę testów mamy zapewnioną w nadmiarze "Liczbę testów mamy zapewnioną w nadmiarze, są ich dziesiątki tysięcy" - powiedział z kolei w radiowej Trójce rzecznik rządu Piotr Müller. Müller przypomniał, że - zgodnie z zaleceniami WHO i innych organizacji zajmujących się rozprzestrzenianiem chorób zakaźnych - w pierwszej kolejności muszą być badane te osoby, które były narażone na kontakt z osobami zarażonymi. Rzecznik rządu powiedział, że Agencja Rezerw Materiałowych w taki sposób dystrybuuje środki do szpitali, aby były zabezpieczone w placówkach z kilkudniowym wyprzedzeniem. "Nie realizujemy ich szybciej, ponieważ może się okazać, że nagle w jakimś regionie kraju tych materiałów będzie potrzeba więcej, niż w innym regionie" - wyjaśnił.