"Obecnie - jako lekarz POZ - nie mam możliwości skierowania pacjenta na test wykrywający zakażenie koronawirusem. Zdarza się, że pacjent słyszy od kogoś, że to lekarz rodzinny kieruje na takie badanie i że ma się po skierowanie zgłosić do POZ, ale my musimy takie osoby prosić o kontakt telefoniczny ze stacją sanitarno-epidemiologiczną" - zaznaczyła dr Agnieszka Mastalerz-Migas. "Zamknięte drzwi" Konsultantka krajowa ds. medycyny rodzinnej podkreśliła też, że w sytuacji epidemii zdecydowana większość lekarzy rodzinnych udziela teleporad. W takim systemie pracuje obecnie 80-90 proc. placówek POZ, a "zamknięte drzwi" nie oznaczają nieczynnej przychodni. Zaznaczyła, że podjęto takie środki ostrożności, bo zdarzało się, że pacjenci zachowywali się, pomimo wielu apeli, bardzo nieodpowiedzialnie, narażając na ryzyko zakażenia cały personel medyczny poradni. "Takie rozwiązanie, choć może się wydawać kontrowersyjne, było konieczne, bo wiele osób nie zdawało sobie sprawy z ryzyka. Chodzi tutaj o to, by pacjenci najpierw zadzwonili, nawet stojąc pod drzwiami przychodni i powiedzieli, z jakim problemem przychodzą. "Musimy bardzo rozsądnie zarządzać opieką nad pacjentami, bo mamy bardzo ograniczone środki ochrony osobistej" - uzasadniła restrykcyjne zasady wprowadzane przez większość poradni. Dodała też, że placówki są zamknięte jedynie w przypadku, gdy cały personel poddany jest kwarantannie. "To są właśnie te sytuacje, których najbardziej się obawialiśmy. Wyłączenie małych placówek z funkcjonowania z powodu narażenia na kontakt i następnie kwarantanny utrudnia dostęp do opieki medycznej ich pacjentom. Wprawdzie NFZ umożliwia konsultacje w innych placówkach, nawet w bezpośrednim sąsiedztwie, ale to już i tak stres i utrudnienie, zwłaszcza dla pacjentów starszych i chorych przewlekle, gdzie dokumentacja jest w przychodni macierzystej" - powiedziała. Teleporady Jednocześnie dr Mastalerz-Migas poradziła, by pacjenci w pierwszej kolejności korzystali teraz z teleporad. Lekarz dzięki rozmowie telefonicznej z pacjentem, po przeprowadzaniu bardzo szczegółowego wywiadu, ma możliwość zdecydowania, czy pacjent rzeczywiście wymaga wizyty w poradni. Przypomniała, że bezpośrednie wizyty w stanie epidemii muszą trwać jak najkrócej, a przyjmowanie pacjentów powinno odbywać się z zachowaniem odstępów czasowych, z rozdzieleniem wizyt pacjentów z infekcją od pacjentów bez cech infekcji, np. przewlekle chorych potrzebujących interwencji. "W szczegółowym wywiadzie epidemiologicznym przeprowadzanym w ramach teleporady musimy też ocenić, czy pacjent spełnia kryteria przypadku podejrzanego o zakażenie koronawirusem, czyli czy miał bliski kontakt z osobą chorą i czy w ostatnim czasie powrócił z miejsca, w którym mógł się zakazić" - stwierdziła. Pacjenci zakażają się lokalnie Równocześnie zaznaczyła, że w Polsce dochodzi już do transmisji poziomej wirusa, co oznacza, że pacjenci zakażają się nim lokalnie. Dlatego też w przypadku podejrzenia choroby COVID-19, gdy występują nasilone objawy (gorączka, kaszel, duszność), lekarz odsyła pacjenta do szpitala zakaźnego. Skierowanie nie jest potrzebne. Natomiast do stacji sanitarno-epidemiologicznej kierowane są osoby, które miały kontakt z chorym lub podejrzanym o chorobę, ale nie mają objawów choroby. "Ci pacjenci, którzy mają miernie nasilone objawy, nie są w grupie osób kierowanych na wykonanie testów" - przyznała. Dodała, że zalecenia resortu zdrowia i głównego inspektora sanitarnego są takie, by kierować takie osoby do izolacji domowej i wydawać diagnozę lekarską w zależności od tego, jakie objawy występują u pacjenta. Miejsca izolacji Konsultantka przypomniała, że od ubiegłego piątku obowiązuje algorytm resortu zdrowia mówiący o tym, że pacjent z "miernie nasilonymi" objawami powinien być skierowany do miejsca izolacji, gdzie będzie miał wykonany test i w zależności od jego wyniku, podjęte będzie dalsze działanie. "Te miejsca izolacji są organizowane przez wojewodów, ale na obecną chwilę placówki POZ nie dostały informacji, gdzie te miejsca się znajdują i czy mamy faktycznie kierować tam pacjentów skąpo objawowych z dodatnim wywiadem epidemiologicznym na wykonanie testu. Czekamy na szczegóły, a do czasu ich uzyskania - kierujemy pacjentów z niewielkimi objawami do izolacji domowej" - powiedziała. Wyjaśniła, że wymaz z gardła do testu molekularnego musi pobierać przeszkolony personel, zabezpieczony środkami ochrony osobistej. "Badanie polega na bardzo bliskim kontakcie z wydzielinami pacjenta, dlatego musi odbywać się w masce, goglach, kombinezonie. Tutaj ryzyko zakażenia jest bardzo wysokie" - zaznaczyła. Dr Mastalerz-Migas zwróciła też uwagę na fakt, że przy ograniczonych środkach ochrony osobistej w POZ, bardzo dużym problemem jest odbywanie wizyt domowych. "Bez środków ochrony osobistej lekarze mają obawy przed realizacją tych wizyt, zwłaszcza np. u pacjentów objętych kwarantanną" - powiedziała. Klaudia Torchała