Paweł Reszka to dziennikarz, autor książek "Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy" czy "Stan krytyczny", w której to opisuje kulisy walki lekarzy z epidemią SARS-CoV-2. W swoim najnowszym wpisie w mediach społecznościowych przytacza relację lekarza, od miesięcy walczącego na pierwszej linii frontu w jednym z polskich szpitali. Rozmówca Reszki, odnosząc się do zapewnień płynących z Ministerstwa Zdrowia w sprawie zapasu łóżek i respiratorów dla pacjentów covidowych, nie przebiera w słowach. - Nasz szpital od początku pandemii przechodzi ciągłe reorganizacje. (...). Na laryngologii jest oddział covidowy, laryngologia jest tam, gdzie okulistyka, okulistyka tam, gdzie chirurgia dziecięca, chirurgia dziecięca tam, gdzie pediatria... A jutro może się to zmienić. Każda z tych rotacji przynosi statystyczne zwiększenie liczby łóżek covidowych. Jak? Wieszasz kartkę na drzwiach: "Oddział covidowy" - i już! - wskazuje. Ale to nie jedyny problem. W szpitalach brakuje też personelu. - Kiedy ostatnio widziałem swoich pacjentów? A przecież mój oddział to OIOM! Pacjenci na stronie brudnej pod respiratorami, na czystej po wstrząsach, z zapaleniem otrzewnych, trzeba pilnować gospodarki wodnoelektrolitowej. Kiedy mam to robić, skoro konsultuję i reanimuję? Kto jest bez winy? (...) Na 19 pacjentów są trzy pielęgniarki. Powinno być 10. Jedna na dwa stanowiska. Tlen w butlach, butle na dwukołowych wózkach przywiązane łańcuchami. Tak tu jest - opisuje. Przemęczeni są nie tylko lekarze, ale też pielęgniarki. Przypomnijmy: Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych podjął kilka dni temu decyzję o podjęciu przygotowań do wszczęcia sporów zbiorowych. Następnym krokiem może być strajk generalny (więcej w rozmowie naszego dziennikarza Łukasza Szpyrki z Krystyną Ptok, przewodniczącą OZZPiP). - Są upocone, umęczone, ledwie stoją. "Ratowanie życia" brzmi pięknie, ale to ciężka fizyczna praca. Pacjent waży 150 kg. Przenieś go z pielęgniarką na nosze! - mówi medyk w rozmowie z Pawłem Reszką. I dodaje: - Jesteśmy wykończeni fizycznie i psychicznie. A to nie jest nawet środek epidemii. Miesiące walki przed nami. Wypłaszczanie krzywej widać tylko w ministerstwie. I chyba tylko dzięki sztuczkom matematycznym. Bo u nas jest dramat. Z relacji lekarza wynika, że oddziały covidowe to po prostu... umieralnie. - Mój ostatni 24-godzinny dyżur odmierzała śmierć: zgon, zgon... pizza (zdążyłem zjeść połowę, bo mnie wezwali), zgon, zgon... Półtorej godziny snu i znów wezwanie. 'Leć, bo się pacjent załamał'. Biegnę. Nie dobiegłem na czas. Taki dyżur to standard - opowiada lekarz. - Wczoraj zakaziła się moja żona. Ciągle myślę, co zrobić, jak się pogorszy oddechowo. Zostawiać ją w domu? Słać do szpitala? Ale kto się nią tam zajmie, jak nie będzie mnie obok? Czy przepracowany lekarz albo pielęgniarka zauważy, że tlen w butli się kończy? - zastanawia się. Najnowszy bilans W piątek, 20 listopada, Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 22 464 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem w Polsce. Z powodu COVID-19 zmarło kolejnych 626 pacjentów. Od początku epidemii koronawirusem zaraziły się 819 262 osoby, zmarło 12 714. Wyzdrowiało 381 800 osób.