Pytanie, kiedy może nastąpić pik dziennych zakażeń jest zadawane w ostatnich tygodniach bardzo często. Z ostatnich opinii ekspertów wynika, że stanie się to najwcześniej w drugim tygodniu kwietnia. A być może trochę później. Kiedy 11 marca - czyli tydzień po odnotowaniu pierwszego przypadku zachorowania na COVID-19 w Polsce - rozmawialiśmy z dr. Pawłem Grzesiowskim, wykładowcą Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP, mówił, że będzie można to powiedzieć, kiedy zostanie "przekroczona granica 100-150 nowych przypadków dziennie". Tak stało się w mijającym tygodniu. Od 115 nowych przypadków zachorowań w poniedziałek do 249 w sobotę. "Faktyczna liczba przypadków jest wyższa. Ale nie chodzi o 100, 200 przypadków mniej czy więcej. Trend jest widoczny - dzięki skutecznemu spowalnianiu za ok. 3-4 tygodnie czeka nas szczyt zachorowań, ale tempo wzrostu jest niskie" - twierdzi dzisiaj dr Grzesiowski. Prof. Małgorzata Polz-Dacewicz, prezes Polskiego Towarzystwa Wirusologicznego, a także kierownik Zakładu Wirusologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie w rozmowie z "Kurierem Lubelskim" powołuje się na jeszcze bardziej konkretne symulacje. "Mamy takie precyzyjne wyliczenia oparte o analizy matematyczno-statystyczne i analizy porównawcze dokonane na podstawie sytuacji w innych krajach, np. w Chinach. Według tej prognozy do 7 kwietnia w Polsce może być 10 tys. zachorowań, a do 11 kwietnia spodziewane jest już 20 tys. przypadków. Liczymy, że to będzie właśnie szczyt i od tego momentu liczba zachorowań będzie się zmniejszać" - twierdzi. I dodaje: "To by oznaczało, że epidemia zaczyna się powoli wygaszać. Ta liczba będzie spadać stopniowo. Mówi się, że wygaszanie epidemii potrwa do czerwca, ale to dość optymistyczny scenariusz. Niektórzy uważają, że ten wirus w ogóle nie zniknie i będzie krążył w populacji ludzkiej". Na temat fali zakażeń mówił też w rozmowie z Interią prof. Krzysztof Pyrć, kierownik Pracowni Wirusologii Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ. - Nie wiemy, czy częstość zakażeń jest zależna od pogody i od pory roku. Mamy nadzieję, że jak zrobi się cieplej, to zagrożenie zakażeniem będzie spadać i fala epidemiczna zacznie odpływać. A w związku z tym epidemia będzie ustępować. Jeśli tak nie jest, to wszystko zależy od tego, jaka strategia zostanie przyjęta na poziomie Europy i poszczególnych krajów oraz od tego jak my będziemy się zachowywali. Finalnie, epidemia wygaśnie prawdopodobnie dopiero, gdy większość społeczeństwa przechoruje tę chorobę lub gdy pojawi się szczepionka. My możemy dzisiaj tylko modulować kształt fali epidemicznej - powiedział nam prof. Pyrć.