- Od kilku tygodni przy nieco zmniejszającej się liczbie potwierdzonych przypadków zakażeń koronawirusem, niestety zgony utrzymują się - poza weekendami - na poziomie 300-400 przypadków dziennie. Moim zdaniem jest to wynikiem kilku rzeczy. Po pierwsze, w dalszym ciągu występuje duża ilość koronawirusa w przyrodzie, czyli w nas samych, co nie zawsze ma odzwierciedlenie w wykonywanych testach. Druga rzecz to odmiany koronawirusa, który - jak wskazują pierwsze prace brytyjskie i amerykańskie - szybciej trochę w nas wchodzi, czyli jest bardziej zakaźny, a jeśli nawet jest mniej śmiertelny, to działa szerzej i zabija więcej osób - powiedział dr Sutkowski. Ekspert podkreślił, że system ochrony zdrowia jest niezwykle przeciążony i bardzo pokaleczony praktycznie od roku, ale i zdeformowany i to jest zupełnie zrozumiałe, bo inaczej być nie mogło. System jest bardzo przeciążony, bo cały czas utrzymuje się bardzo wysoka liczba osób covidowych, co niezwykle opóźnia kolejkę innych pacjentów. Podał przykład anestezjologa, któremu znacznie łatwej jest działać, jeżeli ma pod opieką 10 pacjentów niż w sytuacji, gdy na oddziale intensywnej opieki medycznej jest 14 chorych. W takiej sytuacji występuje niemożność wykonania wszystkich czynności u wszystkich potrzebujących w danym momencie. - Chciałbym zwrócić uwagę też na kolejną sprawę, która zaczęła się w grudniu i trochę się ciągnie. To niezgłaszanie się pacjentów do lekarzy rodzinnych na czas. Pacjenci zgłaszają się bardzo późno, pod koniec drugiego tygodnia z zaawansowanymi objawami. To wynika z niechęci pacjentów do izolacji, kwarantanny z związku z sytuacjami rodzinnymi, bo są ferie czy święta. W ten sposób zwiększa się liczba hospitalizacji, bo często pacjenta nie można już prowadzić w warunkach domowych, bo jest to już pacjent trudny w leczeniu - mówił specjalista. Na to rodzice powinni zwrócić uwagę? Dr Sutkowski przyznał, że trudno pokusić się o prognozę, jak rozwinie się sytuacja, a jeszcze jest coś takiego, jak genius epidemicus i czasem zupełnie wszystkich wirus zaskakuje. Ekspert zwrócił też uwagę, że wiele zależy od nas wszystkich, od naszych interreakcji społecznych, przestrzegania przepisów czy zasady DDM, a na statystykę wpływać będzie też nowa, brytyjska odmiana wirusa B117, która już dotarła do Polski. Jego zdaniem na wzrost liczy zakażeń może nieco wpłynąć powrót części uczniów do szkół, ale groźniejsze jest, że dzieci spotykają się w weekendy i na to powinni zwrócić uwagę rodzice. Zaznaczył, że z drugiej strony jednak ciągle obowiązują restrykcje, co ogranicza rozprzestrzenianie się wirusa.