- To znaczy, że trzeba było szybko organizować nowe łóżka. W trybie natychmiastowym, bo nie było gdzie przekazać pacjentów - mówi w rozmowie z Interią Anna Czech, dyrektor szpitala w Tarnowie. - Tak naprawdę nie powinniśmy się tym zajmować - tym bardziej, że nie mamy ani oddziału zakaźnego, ani pulmonologii - ale widzimy, jak jest i musieliśmy odpowiedzieć na to, co się obecnie dzieje. Z tych ośmiu pacjentów, którzy zostali przyjęci w poniedziałek, połowa jest w stanie ciężkim. - Wszyscy jesteśmy pod ścianą, ale skoro w tak dużym mieście nie było dotychczas wyznaczonych miejsc dla chorych, to podjęliśmy to wyzwanie - uzasadnia dyrektor Anna Czech najnowsze okoliczności. To być może najlepszy przykład, jak szybko zmienia się sytuacja i jak trzeba ją dostosowywać do nowych warunków. A to, co dzieje się w Małopolsce, musi zwracać uwagę. Tendencja jest bowiem wyraźna. Od początku ubiegłego tygodnia w żadnym innym województwie nie było więcej zakażeń. Nawet jeśli dzisiaj padł dobory rekord w jednym regionie - na Mazowszu odnotowano 336 nowych przypadków - to przez pięć kolejnych dni, do minionej soboty, za każdym razem najgorzej było właśnie w Małopolsce. W sumie od tamtego poniedziałku stwierdzono w Krakowie i okolicach 1765 zakażeń. Efekt? Skończyły się miejsca dla chorych w Szpitalu Uniwersyteckim i najpilniejszą potrzebą stało się poszukiwanie nowych łóżek w innych placówkach. - Jeżeli w danym dniu okazuje się, że jest kilka łóżek wolnych, to są od razu zajmowane, więc nasycenie jest w zasadzie bez przerwy 100-procentowe - mówi Interii dr Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Jak dodaje, na różnych oddziałach jest w sumie ok. 290 miejsc, ale niektóre są przygotowane dla "szczególnych" pacjentów. Np. na położnictwie - dla kobiet w ciąży z koronawirusem, poza tym - na neonatologii czy psychiatrii. - Innych pacjentów nie da się tam położyć - mówi dyrektor. "Z sytuacji dramatycznej wchodzimy w sytuację złą. Konieczne nowe decyzje" Dlatego od poniedziałku szpitale w całym województwie musiały de facto przygotować nowe łóżka dla chorych z covidem. Oprócz Tarnowa w Limanowej jest 31 miejsc, w Wadowicach - 16, zaś w Nowym Targu - 23. Z kolei w Krakowie wojewoda polecił, aby w 5. Wojskowym Szpitalu Klinicznym było od minionej niedzieli 15 nowych miejsc, a od jutra - 40. - Dobrze, że takie decyzje zostały podjęte, bo one powodują, że z sytuacji dramatycznej wchodzimy w sytuację złą. Ale tak naprawdę należało je podjąć przed dwoma-trzema tygodniami. Biorąc pod uwagę to, co może nas czekać, już powinniśmy zastanawiać się, gdzie tworzyć duże miejsca dla pacjentów z covidem - mówi szef SU. "Nie ma się co oszukiwać, idziemy w tym kierunku" Jakie rozwiązania ma konkretnie na myśli dyrektor Jędrychowski? - Dedykowanie dwóch dużych szpitali, które byłyby w stanie utworzyć nawet 200-300 łóżek covidowych albo podjęcie decyzji, gdzie będziemy tworzyć duże ośrodki do hospitalizacji pacjentów. W miejscach pozaszpitalnych, ale przystosowanych do tego, aby leczyć zakażonych koronawirusem. - Choćby Tauron Arena. Nie ma się co oszukiwać, że my idziemy w tym kierunku. Problem polega na tym, że jesteśmy cały czas tydzień-dwa za epidemią, zamiast ją wyprzedzać. Aby pewne decyzje miały sens i faktycznie nas chroniły, powinny budować system, ekstrapolując trend, a nie podążać za nim. Dzisiaj jest odwrotnie - mówi Marcin Jędrychowski. W przypadku Tarnowa uzgodniony plan na dzisiaj jest taki, że od przyszłego tygodnia ma być ponad dwadzieścia kolejnych łóżek, a jeszcze od następnego poniedziałku - 19. Czyli docelowo za dwa tygodnie w szpitalu w Tarnowie ma być miejsce dla 49 pacjentów, którzy będą wymagali leczenia z SARS-Cov-2. Dyrektor Anna Czech zwraca jednak uwagę na inny ważny element - rozmowy z personelem, aby nie brakło ludzi do pracy. - Małopolska jest albo w czołówce, jak dzisiaj, albo wręcz na szczycie wśród województw z największą liczbą zakażonych. Niestety, wciąż trzeba ludziom zwracać uwagę na noszenie maseczek czy zachowanie dystansu, bo te zalecenia nie są przestrzegane.