Remigiusz Półtorak, Interia: W ubiegłym tygodniu, jak rozmawialiśmy, mówił pan: "było dramatycznie, jest źle", gdy wojewoda nakazywał przygotowanie większej liczby łóżek covidowych w innych szpitalach Małopolski. Jak jest teraz? Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie: - Nic się nie zmieniło. Wszystkie łóżka, które zostały przygotowane, są bardzo szybko zajmowane. Wystarczy popatrzeć tylko na ostatnie dwa dni - w Małopolsce mieliśmy ponad 2000 zakażeń. To prawda, od początku tygodnia województwo małopolskie znowu ma największą liczbę przypadków. - I to są naprawdę "grube" liczby. Nie po 500 osób, ale zdecydowanie więcej. We wtorek prawie 900, w środę ponad 1100, w czwartek przewiduję nawet półtora tysiąca. Postulował pan dedykowanie dwóch dużych szpitali, które byłyby w stanie utworzyć nawet 200-300 łóżek covidowych. Jest jakiś odzew władz? Będą szpitale tylko dla pacjentów z covidem? - Na razie jeszcze nie. Wiem, że prace trwają, ale nic konkretnego nie jest wiadome. Pytam również dlatego, że pojawiły się sugestie, że wojewoda może zdecydować nawet o trzech szpitalach w Małopolsce tylko dla pacjentów z koronawirusem. - Do mnie nic takiego nie dotarło. "Szpitale polowe" są już nieodzowne, żeby opanować sytuację? - Według mnie - tak. Ale od razu trzeba doprecyzować, co rozumiemy pod tym pojęciem. W naszych warunkach atmosferycznych szpitala polowego w dosłownym znaczeniu nie jesteśmy w stanie utworzyć. Natomiast - aby zareagować na to, co się teraz dzieje - powinniśmy przygotować miejsca, gdzie będzie możliwość przyjęcia większej liczby pacjentów. Coś między izolatorium a szpitalem. Gdzie będzie opieka medyczna, ale nie należy oczekiwać, że będzie tam prowadzone intensywne leczenie. - Bez takich miejsc wkrótce nie będziemy w stanie zapanować nad tym, co się dzieje, ponieważ nie jesteśmy w stanie zatrzymać napływu innych pacjentów do szpitala. Nie da się racjonalnie pogodzić pacjentów covidowych z innymi. Nie wstrzymamy ani jednych, ani drugich. Po to, żeby dać szansę szpitalom leczyć tych najciężej chorych, musimy znaleźć miejsce dla tych, u których przebieg COVID-19 jest lżejszy. Czyli przekształcenie istniejących obiektów, np. hal sportowych. - Takich miejsc, które są odpowiednio ogrzewane, dysponują odpowiednią liczba toalet, są dobrze skomunikowane, itp. Tak, aby wstawić tam łóżka i zapewnić minimalną opiekę ze strony personelu, czyli np. okresowo mierzyć temperaturę, sprawdzać saturację, jeśli chodzi o natlenienie krwi i ewentualnie decydować o transporcie do szpitala. - Musimy racjonalnie segregować pacjentów. Teraz sprowadza się to wyłącznie do weryfikacji - albo jesteś w domu czy w izolatorium, albo w szpitalu. - Tymczasem pacjentów przybywa tak dużo, że szpitale nie dadzą rady. Trzeba znaleźć coś "pomiędzy". A czas ucieka. - Dokładnie tak. Kraków trafi do czerwonej strefy w tym tygodniu? - Na 200 procent. Patrząc na liczbę zakażeń, nie mam złudzeń. Gdybyśmy mieli porównać to, co jest dzisiaj, z sytuacją na początku epidemii, w marcu czy kwietniu, kiedy też było źle, jaka jest różnica? - To, co się dzieje dzisiaj, w ogóle nie jest porównywalne z tym, co było przed kilkoma miesiącami, ale również z sytuacją w lipcu czy sierpniu, kiedy województwo małopolskie również przechodziło trudny czas i praktycznie miało problemy większe, niż w wielu innych województwach. My teraz ponosimy konsekwencje właśnie tego - było ciężko, a rozwinęło się jeszcze bardziej. - Jeśli dzisiaj Małopolska ma tak dużo zakażeń, jest to pochodną tego, że w okresie wakacyjnym mieliśmy więcej przypadków, niż w wielu innych województwach. Rozmawiał Remigiusz Półtorak Zobacz też: Dyrektor SU Marcin Jędrychowski: Było dramatycznie