Fakt, że martwe zwierzęta zakopano w pobliżu zbiornika, wywołał strach o sytuację sanitarną i zdrowotną okolicznych mieszkańców - informuje brukselski portal. EUobserver przypomina, że duński minister ds. gospodarki żywnościowej Morgens Jensen zrezygnował w zeszłym tygodniu ze stanowiska, gdy wyszło na jaw, że nie było podstawy prawnej uboju, a premier Danii Mette Frederiksen płakała w telewizji po odwiedzeniu w czwartek (26 listopada) zniszczonej fermy norek. 12 zakażonych osób Rząd Danii poinformował w piątek (27 listopada), że chce wykopać norki, które zostały wybite w celu zapobieżenia rozprzestrzenianiu się koronawirusa, po tym, jak część z nich wyłoniła się na powierzchnię. Dania nakazała ubój wszystkich hodowlanych norek na początku listopada po wykryciu, że 12 osób zakaziło się zmutowanym szczepem wirusa powodującego COVID-19, który przenosił się z człowieka na norki i z powrotem na ludzi. Decyzja ta doprowadziła do wybicia 17 mln sztuk tych zwierząt. Strzeżone przez całą dobę Martwe norki zostały wrzucone do okopów na terenie wojskowym w zachodniej Danii i przysypane dwoma metrami ziemi. Ale setki szczątków zaczęły wyłaniać się na powierzchnię, wypychane z ziemi przez - jak tłumaczyły władze - gaz z ich rozkładu. Gazety określały je mianem "norek zombie". Następca Jensena, Rasmus Prehn, powiedział w piątek, że popiera pomysł wykopania zwierząt i ich spalenia. Jak przekazał, zwrócił się do agencji ochrony środowiska o zbadanie, czy można to zrobić, a parlament zostanie poinformowany o tej sprawie w poniedziałek. Makabryczne miejsca, gdzie zakopano wybite norki, strzeżone 24 godziny na dobę, aby trzymać ludzi i zwierzęta z daleka, wywołują skargi mieszkańców na potencjalne zagrożenie dla zdrowia - odnotowuje agencja Reutera. Władze twierdzą, że nie ma zagrożenia rozprzestrzeniania się koronawirusa z martwych zwierząt, ale okoliczni mieszkańcy martwią się o skażenie wody pitnej i jeziora kąpielowego, oddalonego o ok. 200 m od miejsc, gdzie zakopano norki.