- Szpitale tymczasowe są koniecznością, aby nie brakło łóżek i by nie dochodziło do sytuacji tragicznej, że pacjent wymagający hospitalizacji nie będzie mógł z niej skorzystać. Na dzisiaj nie mamy na szczęście takiej sytuacji. Największe obawy są o kadry medyczne, które w tych placówkach mają leczyć - mówi Interii szef NRL. To dzisiaj być może największy problem - w sytuacji, gdy pandemia wyraźnie przyspieszyła, a od początku października liczba zachorowań gwałtownie wzrosła. Od początku epidemii do 26 października (takie są najnowsze statystyki) zakażenie koronawirusem potwierdzono dokładnie u 6761 lekarzy, 15 228 pielęgniarek, 913 ratowników, 520 dentystów, 522 diagnostów laboratoryjnych, 445 farmaceutów, 1351 położnych oraz trzech felczerów. Wśród personelu medycznego jest też 36 ofiar śmiertelnych, w tym 16 lekarzy i 11 pielęgniarek. W szpitalach musiało się leczyć 965 pielęgniarek, 574 lekarzy oraz 49 ratowników. Do tego dochodzi: 56 położnych, 27 dentystów, 19 diagnostów, a także 27 farmaceutów. Z kolei kwarantanną było objętych: 13 147 lekarzy, 28 360 pielęgniarek, 2588 ratowników, 1696 dentystów, 1015 diagnostów laboratoryjnych, 1556 farmaceutów, 2812 położnych oraz czterech felczerów. "Jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w Europie" - Jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w Europie, jeśli chodzi o wskaźnik liczby lekarzy na 1000 mieszkańców, a pandemia jeszcze bardziej pogarsza tę sytuację - mówi prof. Matyja. - Najgorsza sytuacja jest tam, gdzie najwięcej zachorowań, czyli szczególnie w województwie mazowieckim, ale także w Małopolsce, na Śląsku i w Wielkopolsce. To wszystko idzie w parze, nie da się oddzielić jednego od drugiego - dodaje. Profesor Matyja podaje przykład własnego szpitala, gdzie oddział chirurgiczny został przekształcony w covidowy. - Mam pomoc ze strony zarówno kardiologów, pulmonologów, zakaźników, nawet nefrologów. Wzajemnie się uzupełniamy. Pamiętajmy jednak, że nie możemy odejść od łóżka innego chorego. Nie wolno dopuścić do sytuacji, że leczymy jednego chorego kosztem drugiego - podkreślił nasz rozmówca. Dla kogo dodatkowe wynagrodzenie? W niedzielę minister zdrowia Adam Niedzielski wydał polecenie prezesowi NFZ, aby każda osoba z personelu medycznego zajmująca się pacjentami z koronawirusem (chodzi także o ratowników i diagnostów laboratoryjnych) otrzymała o 100 proc. większe wynagrodzenie w formie świadczenia dodatkowego. - To ma pewien symboliczny wymiar, bo podwojenie wynagrodzenia to duży wysiłek państwa - mówił minister Niedzielski w Polsat News. Przypomnijmy, polecenie obowiązuje od jego podpisania, czyli od ostatniej niedzieli. - Od dziś nie ma żadnych niejasności. Każda osoba z personelu medycznego walcząca z koronawirusem wraz z ratownikami medycznymi oraz diagnostami laboratoriów szpitalnych otrzyma o 100 procent większe wynagrodzenie w formie świadczenia dodatkowego. Gwarantując dwukrotny wzrost pensji również ratownikom i diagnostom obejmujemy tym samym tą regulacją wszystkich, którzy na pierwszej linii walczą z COVID-19 - powiedział Niedzielski. Zdaniem prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej, chodzi jednak również o zagwarantowanie bezpieczeństwa personelowi pracującemu na oddziale niecovidowym. - Niezależnie od miejsca pracy, jesteśmy - jako lekarze i nie tylko - narażeni na zakażenie. Dlatego apelujemy do ministra, aby każdy lekarz, pielęgniarka, fizjoterapeuta czy pracownik medyczny otrzymywał dodatkowe wynagrodzenie. Wszyscy ponosimy konsekwencje pracy w zupełnie nowych warunkach, jakie stworzyła nam pandemia - mówi w rozmowie z Interią prof. Andrzej Matyja.