Tylko w ciągu ostatniej doby w Madrycie wykryto 2265 nowych przypadków COVID-19 - najwięcej ze wszystkich miast. A co trzecim chorym, u którego zdiagnozowano w Hiszpanii koronawirusa, jest mieszkaniec stolicy. Na każde 100 tysięcy mieszkańców w Madrycie choruje 591,6 osób (dla porównania, w Polsce zapadalność wynosi 17,4 osoby na 100 tys. mieszkańców). Aby kontrolować sytuację, 2 października w liczącej prawie 5 milionów osób metropolii wprowadzono obostrzenia ograniczające mobilność. Władze autonomii zaskarżyły je do Sądu Najwyższego i wczoraj ten przychylił się do ich żądań. Ogłoszony przez rząd stan alarmowy obejmie Madryt i okalających go dziewięć gmin, m.in. zamieszkały przez Polonię, 200-tysięczny Alcala de Henares. Jak zapewnił rząd, zasady stanu alarmowego są łagodniejsze od tych obowiązujących w marcu. - Są to te same zasady, jakie trzeba było przestrzegać w Madrycie jeszcze wczoraj - informował podczas konferencji prasowej minister zdrowia Salvador Illa. Oznacza to, że mieszkańcy metropolii będą mogli wychodzić z domów, jednak nie będą mogli opuszczać granic miast (gmin), o ile nie okażą dokumentów, że pracują lub studiują poza swoim miejscem zamieszkania. Restauracje czynne będą do 22.00, a w hotelach będzie zajęta najwyżej połowa miejsc. Spotkania towarzyskie ograniczono do sześciu osób, a w świątyniach do jednej trzeciej wiernych. W pogrzebach zaś będzie mogło uczestniczyć nie więcej niż 15 osób. Podejmując decyzję, rząd skorzystał ze 116 artykułu Konstytucji, który pozwala na 15-dniowe wprowadzenie stanu alarmowego. Aby dać administracji miasta sprzeciwiającej się obostrzeniom czas do namysłu, nadzwyczajne posiedzenie opóźniono o trzy godziny. Stan alarmowy zostanie wprowadzony jeszcze dzisiaj. O jego przedłużeniu zdecyduje hiszpański parlament. ew