Dzień wcześniej tych przypadków było 35 183 - 3474 objawowych i 31 709 bezobjawowych. Zanotowano jeden zgon, co zwiększyło liczbę ofiar śmiertelnych do 5 233. Do soboty 26 listopada władze chińskie potwierdziły łącznie 307 802 przypadków objawowych. Chiny. Wzrost zachorowań mimo drastycznych restrykcji Wzrost liczby zachorowań następuje mimo stosowanych przez władze drastycznych restrykcji wpływających negatywnie na chińską gospodarkę. Władze stosują politykę "zero covid", która wiąże się z restrykcjami określanymi jako najsurowsze na świecie. Według opublikowanego w czwartek raportu firmy analitycznej Nomura lockdowny dotykają obecnie obszary odpowiadające za 21,1 proc. PKB Chin, podczas gdy miesiąc temu było to tylko 9,5 proc. PKB. Prognozuje się że w nadchodzących tygodniach w lockdownach będzie już 30 proc. chińskiej gospodarki. Restrykcje dotykają obecnie 412 mln Chińczyków. Wielu Chińczyków ma dość. Chcemy wolności W sobotę w Pekinie, Szanghaju, Xianie, Nankinie i innych miastach Chin wybuchły protesty przeciwko chińskiej polityce "zero covid", surowym restrykcjom i lockdownom. "Chcemy wolności" - krzyczeli ludzie zgromadzeni przy ulicy Wulumuqi Zhonglu w Szanghaju, widoczni na nagraniach opublikowanych na Twitterze przez holenderską dziennikarkę Evę Rammeloo. Z filmików wynika, że domagali się również odsunięcia od władzy Komunistycznej Partii Chin i jej sekretarza generalnego Xi Jinpinga oraz w niecenzuralnych słowach krytykowali utrzymywaną przez władze politykę "zero covid". Według relacji z miejsca protestu uczestniczyło w nim kilkaset do tysiąca osób, które ze wszystkich stron otoczone były przez policję. Śmierć w płomieniach. Restrykcje uniemożliwiły ucieczkę? Bezpośrednią przyczyną protestów była śmierć co najmniej 10 osób w czwartkowym pożarze budynku mieszkalnego w borykającym się od ponad trzech miesięcy z lockdownami mieście Urumczi (chiń. Wulumuqi), stolicy regionu Sinciang, gdzie znaczny odsetek ludności stanowią Ujgurzy. Chińscy cenzorzy blokowali w internecie pytania, czy restrykcje covidowe uniemożliwiły ludziom ucieczkę z płonącego budynku, a strażakom - szybkie ugaszenie pożaru. Miejscowe władze twierdzą, że wyjście ewakuacyjne nie było zamknięte, a strażakom utrudniły dojazd samochody zaparkowane w pobliżu. "Pożar w Urumczi wstrząsnął wszystkimi w tym kraju" - powiedział agencji Reutera mieszkaniec Pekinu, przedstawiony jako Sean Li. W stolicy kraju wybuchały mniejsze protesty przeciwko wprowadzanym tam lockdownom, a na niektórych osiedlach mieszkańcom udało się wymusić przedwczesne zniesienie restrykcji. W Nankinie na wschodzie Chin na ulice kampusu wyszli studenci Uniwersytetu Komunikacji. Swój gniew wyrażali też studenci Akademii Sztuk Pięknych w Xianie w północnej części kraju. W piątek wieczorem na ulice Urumczi wyszły setki osób, rozgniewanych w związku z pożarem i protestujących przeciwko lockdownom. "Mogą zamknąć miasto, ale blokowanie wyjścia ewakuacyjnego nie jest w porządku (...) Jesteśmy ludźmi, nie zwierzętami" - powiedział dziennikowi "Financial Times" jeden z uczestników protestu. Powracające lockdowny, regularne przymusowe badania, ograniczenia podróży, wszechobecne kontrole i inwigilacja przy użyciu aplikacji śledzących w telefonach komórkowych wywołują niezadowolenie społeczne i uderzają w gospodarkę, co dodatkowo irytuje mieszkańców.