Według profesora dopiero przemnażając 20 tys. odnotowanych dotychczas zakażeń razy cztery czy pięć, mamy realną liczbę chorych. "To wynika z prostych danych, które podały kraje, gdzie się wcześniej zaczęła epidemia. Dotyczyło to Chińczyków, dotyczyło to Tajwanu, dotyczyło to Tajlandii i szeregu innych krajów, gdzie taka była statystyka i robiono masowe badania epidemiologiczne" - wytłumaczył epidemiolog. "Absurdem" prof. Simon nazwał głoszenie teorii, "że mamy już wszystko za sobą". "Wiadomo, że w okresie letnim, w warunkach tego kraju, w strefie umiarkowanej, choroby przenoszone drogą powietrzno-kropelkową szerzą się w sposób ograniczony i mniejsza jest częstotliwość. Ale proszę wziąć pod uwagę, że jesteśmy dalej w centrum epidemii" - powiedział. "Epidemia się skończy wtedy, kiedy wirus straci swoją patogenność - co jest mało prawdopodobne, bo jednak jest wysoce zaraźliwy - albo się zakazi 70 procent populacji i nie będzie transmisji" - dodał ekspert. Jak przyznał, gospodarka jednak musi ruszyć do przodu. "Trzeba racjonalnie, powoli i z dużym dystansem te obostrzenia poluzować. Z części restrykcji nie można rezygnować, póki nie będzie szczepionki ani skutecznych leków" - mówił. Chcesz wiedzieć więcej na temat pandemii koronawirusa? Sprawdź statystyki: Polska na tle świata Sytuacja w poszczególnych krajach Wskaźniki w przeliczeniu na milion mieszkańców