W czwartek, 14 maja, resort zdrowia poinformował o 411 nowych przypadkach koronawirusa w Polsce, z czego 302 (73 proc.) to zakażenia na Śląsku. Czy zatem sytuacja na Śląsku zaburza ogólny obraz epidemii w Polsce? Wiele wskazuje, że tak. Np. w województwach pomorskim czy kujawsko-pomorskim odnotowano w czwartek tylko jeden nowy przypadek koronawirusa, a w lubuskim czy świętokrzyskim - żadnego. Ogółem poza woj. śląskim 14 maja odnotowano 109 nowych przypadków, 13 maja - 155, 12 maja - 103, a 11 maja - 117. Sytuacja zaczyna się więc stabilizować na niskim poziomie nowych zakażeń. A jak wyglądało to wcześniej? Poprzedni największy wzrost zakażeń w Polsce (przed majową eskalacją na Śląsku) odnotowano 19 kwietnia. Potwierdzono wówczas 530 nowych przypadków koronawirusa w naszym kraju. Już wówczas na czoło wysuwał się Śląsk ze 170 nowymi przypadkami, dalej było woj. wielkopolskie - 122 i dolnośląskie - 95. Porównajmy to z obecnymi danymi: 14 maja w Wielkopolsce odnotowano 13 nowych przypadków (spadek o 89 proc. w stosunku do 19 kwietnia), a na Dolnym Śląsku 25 (spadek o 74 proc.). Równie wyraźnie widać zmianę trendu na Mazowszu. To właśnie tam na początku znajdowało się epicentrum zakażeń. Przykładowo 5 kwietnia w woj. mazowieckim odnotowano 159 nowych przypadków, a 14 maja - 22. To spadek aż o 86 proc. W piątek, 15 maja, rano poinformowano o 235 nowych zakażeniach, przy czym 204 na Śląsku (87 proc.). Do tego dojdą jeszcze statystyki publikowane przez resort po południu, jednak widać wyraźnie pogłębiającą się dysproporcję między Śląskiem a resztą kraju. Opanowanie sytuacji na Śląsku będzie więc kluczem do opanowania koronawirusa w Polsce - przynajmniej jeśli chodzi o pierwszą falę epidemii, z którą mamy do czynienia. (mim)