Na wiosnę, podczas pierwszej fali pandemii, w Hiszpanii na 100 tys. mieszkańców koronawirusem zakażonych było średnio 197 osób (liczba nowych przypadków w ciągu 14 dni - przyp. red.). Teraz zakażonych jest 270 - najwięcej w Autonomii Madrytu i Katalonii. Do niedawna w Barcelonie i okolicach liczba zachorowań na COVID-19 wynosiła 7 tys. osób tygodniowo, teraz wzrosła do prawie 12 tys. Aby zahamować pandemię, administracja Katalonii zdecydowała, że od 15 października zamknięte będą bary, restauracje i kasyna. Na pracę zdalną przejdą uniwersytety, a w sklepach liczba klientów zostanie zmniejszona o połowę. Rządzący Katalonią uzasadnili, że decydując się na obostrzenia, nie chcą dopuścić do wprowadzenia stanu alarmowego - pierwszego stopnia stanu wyjątkowego. Od niemal tygodnia obowiązuje on w Autonomii Madrytu. Prawie 5 mln jej mieszkańców ma zakaz przekraczania granic miasta. Restauracje czynne są tam do godz. 22, a w hotelach może być zajęta najwyżej połowa miejsc. Spotkania towarzyskie ograniczono w Madrycie do sześciu osób, a w świątyniach do jednej trzeciej wiernych. W pogrzebach może zaś uczestniczyć nie więcej niż 15 osób. O dodatkowych obostrzeniach poinformowała również Portugalia. Od północy w całym kraju zostanie wprowadzony stan klęski żywiołowej. Tamtejszy rząd wykluczył ponowne zamknięcie granic, ale zmniejszył liczbę uczestników uroczystości rodzinnych a pozwolił aby w spotkaniach towarzyskich uczestniczyło najwyżej pięć osób. Ostrzegł, że może też wprowadzić zmiany w funkcjonowaniu hoteli. - To długi maraton. Zakończy się dopiero, kiedy zostanie wynaleziona szczepionka - zapowiedział premier Antonio Costa. W 10-milionowej Portugalii liczba zarażonych przekroczyła 1200 dziennie - najwięcej od kwietnia. W sumie koronawirus wykryto tam u prawie 90 tys. osób. W Hiszpanii liczba chorych dochodzi do 900 tys., z których ponad 33 tys. zmarło. (ew)