Pani Anna przed tym, jak trafiła do szpitala, przebywała w północnej części Włoch oraz w Stanach Zjednoczonych. Na izbę przyjęć zgłosiła się z grypopodobnymi objawami: trudnościami z oddychaniem, kaszlem, gorączką i bólem mięśni. Zgodnie z procedurami kobieta powinna trafić do szpitala zakaźnego. Jak jednak poinformował 25 lutego Sławomir Pałasz, rzecznik prasowy SPZOZ w Krotoszynie, "szpitale zakaźne nie znalazły podstaw do przyjęcia pacjentki, zalecając dalszą obserwację w Krotoszynie". Pani Anna pozostała więc w krotoszyńskim szpitalu, a jej próbki wysłano do Warszawy, gdzie zweryfikowano, że wynik na koronawirusa jest ujemny. Na tę informację czekała 88 godzin. "Koronawirus nas nie wykończy. Wykończą nas 82 godziny (tyle upłynęło w momencie powstawania nagrania - red.) czekania na wynik. Tak rewelacyjnie jesteśmy przygotowani" - mówi pani Anna w wideo opublikowanym na Facebooku. Reakcja Ministerstwa Zdrowia Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz w rozmowie z radiozet.pl zapewnił, że resort w trybie pilnym wyjaśni sprawę pani Anny. "Procedury dla wszystkich placówek ochrony zdrowia w zakresie postępowania z osobami, które mogą być zarażone koronawirusem, są i precyzyjne i identyczne. Każdy podmiot w kraju je otrzymał i każdy ma obowiązek stosować. Jeżeli doszło do takiej sytuacji, o jakiej słyszymy w filmie, to jest to niedopuszczalne" - powiedział. "Będziemy wyciągać konsekwencje, jeżeli procedury będą łamane" - dodał Andrusiewicz.