Pierwsze dwa przypadki w ognisku infekcji w Sha Tin na hongkońskich Nowych Terytoriach dotyczą żony i męża. Później wirusa wykryto jeszcze u czworga ich sąsiadów, dwojga współpracowników żony i pracownika medycznego, który zabrał kobietę do szpitala. Żadna z tych osób nie była ostatnio za granicą. "Jesteśmy bardzo zaniepokojeni tym skupiskiem dziewięciu infekcji" - powiedziała szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam przed wtorkowym posiedzeniem gabinetu. Dodała, że władze podejmą wkrótce decyzję, czy obowiązujące obecnie ograniczenia zgromadzeń będą przedłużone. Zakaz gromadzenia się w miejscach publicznych więcej niż ośmiu osób był już kilkakrotnie przedłużany i ma wygasnąć w czwartek, jeśli nie zostanie wydłużony ponownie. Na ograniczenia zgromadzeń powołała się hongkońska policja, uzasadniając odmowę wydania zgody na czuwanie przy świecach w intencji ofiar masakry na placu Tiananmen w Pekinie 4 czerwca 1989 roku. Zgody nie wydano po raz pierwszy od 30 lat, a według organizatorów czuwania, pandemia jest tylko pretekstem do ograniczania wolności wypowiedzi. Jeśli restrykcje zostaną przedłużone, prawdopodobnie uniemożliwią również w czerwcu organizację legalnych demonstracji w rocznicę wybuchu masowych antyrządowych protestów, które wstrząsały Hongkongiem przez całą drugą połowę 2019 roku. Protesty osłabły w związku z pandemią, ale odżyły niedawno po ogłoszeniu przez Pekin planów narzucenia Hongkongowi prawa o bezpieczeństwie narodowym. Lam wielokrotnie zapewniała, że za restrykcjami nie stoją motywy polityczne. W rozmowie z dziennikarzami we wtorek oświadczyła, że ograniczenia nie służą "odbieraniu ludziom wolności", lecz ochronie społeczeństwa przed wirusem. Oceniła, że "zdrowie publiczne jest częścią bezpieczeństwa narodowego". Z Kantonu Andrzej Borowiak