Jak wynika ze statystyk Światowej Organizacji Zdrowia, w ubiegłym tygodniu obszar obu Ameryk - głównie za sprawą Stanów Zjednoczonych - prześcignął Europę jako region z największą liczbą wykrytych zakażeń koronawirusem. Ale podczas gdy w USA liczba nowych zakażeń się stabilizuje, ognisko pandemii przesunęło się na południe. Ekwador najgorsze ma za sobą, Brazylia przed sobą W Brazylii, Meksyku, Peru i Chile liczba nowych przypadków wciąż rośnie z każdym dniem, nawet mimo stosunkowo niewielkiej liczby wykonywanych badań. Najmocniej dotkniętym krajem regionu był dotąd Ekwador, gdzie w szczytowym momencie epidemii, w największym mieście kraju - Guayaquil, władze nie nadążały z odbieraniem z domów i szpitali ciał zmarłych. Z 35 tys. przypadków i prawie trzema tys. stwierdzonych zgonów Ekwador ma największy odsetek ofiar śmiertelnych: 17 na 100 tys. mieszkańców, choć jak wielokrotnie przyznawał prezydent kraju Lenin Moreno, oficjalne statystyki umniejszają rzeczywisty obraz tragedii. O ile Ekwador najgorsze ma już za sobą, to krzywa infekcji najbardziej stroma jest w Brazylii, która w środę, 20 maja, wyprzedziła Hiszpanię jako kraj z trzecią najwyższą liczbą zakażeń. Jak dotąd, wirusa wykryto u ponad 310 tys. osób, a 20 tys. zmarło, choć, według badaczy z Uniwersytetu Sao Paulo, rzeczywiste liczby mogą być nawet 15 razy wyższe. Władze minimalizowały zagrożenie Zdaniem ekspertów, walkę z pandemią utrudnia w tych regionach postawa władz. Prezydent Jair Bolsonaro od początku minimalizował zagrożenie, nazywając wirusa "grypką" i zwalczając wprowadzane przez władze stanowe restrykcje. W wyniku kontrowersji od początku pandemii z administracji Bolsonaro odeszło już dwóch ministrów zdrowia. "Odpowiedź na pandemię w Brazylii jest daleka od ideału i brakuje tam jednolitego przekazu ze strony władz na różnych szczeblach" - oceniła w rozmowie z BBC Marcia Castro, specjalistka ds. zdrowia publicznego z Uniwersytetu Harvarda w USA. Zwolennikiem luźniejszego podejścia do walki z pandemią był też prezydent Meksyku Andres Manuel Lopez Obrador (znany jako AMLO), który już kilkakrotnie ogłaszał szczyt zachorowań. Nic takiego jednak nie miało miejsca, bo chorych przybywa coraz więcej. Jest tak nawet mimo faktu, że w Meksyku przeprowadza się bardzo mało testów na wirusa - jedynie 1,5 tys. na milion mieszkańców - ponad 20 razy mniej niż w USA i 12 razy mniej niż w Peru, gdzie testuje się najwięcej w Ameryce Łacińskiej. W piątek, 22 maja, liczba stwierdzonych zakażeń w Meksyku może przebić 60 tys., a liczba zgonów przekroczyła już 6,5 tys. Trudna sytuacja w Peru i Chile Ale ciężka sytuacja panuje też w krajach, które podjęły ostrzejsze działania. W Peru, gdzie wprowadzono jedne z najcięższych restrykcji, włącznie z godziną policyjną egzekwowaną przez wojsko, liczba stwierdzonych zakażeń bije kolejne rekordy każdego dnia. Łącznie liczba wykrytych przypadków COVID-19 przekroczyła 108 tys., zmarło dotąd 3 148 zakażonych. Mimo że pandemia w Peru nie osiągnęła jeszcze szczytu, według BBC, w Limie zajętych jest już 80 proc. miejsc na oddziałach intensywnej terapii. Jeszcze gorzej jest w stolicy Chile, Santiago, gdzie współczynnik ten wynosi 90 proc. Dzięki restrykcjom, lawinowego wzrostu zakażeń udało się dotąd uniknąć Argentynie i Urugwajowi. Ale, jak ostrzegali w środę , 20 maja, eksperci Panamerykańskiej Organizacji Zdrowia (PAHO), wirus rozprzestrzenia się nawet w odizolowanych regionach Amazonii w Brazylii, Peru i Kolumbii, gdzie w obliczu ograniczonych środków i infrastruktury stanowi poważne zagrożenie dla rdzennej ludności. Liczba zakażonych w stanach i prowincjach w obrębie puszczy szacowana jest na 20 tys.