"BBC News" informuje, że w próbach, które odbyły się w teatrze, wzięło udział 25 zawodowych artystów teatru, opery, gospel, jazzu oraz muzyki pop. Naukowcy University of Bristol analizowali kropelki śliny i śluzówki oraz aerozole, jeszcze drobniejsze cząstki, jakie wydobywają się z górnych dróg oddechowych podczas śpiewu i rozmowy. To one przenoszą patogeny, w tym koronawirusa SARS-CoV-2. Mniejszych rozmiarów aerozole mogą być przenoszone na większe odległości, co najmniej kilku metrów. Główny autor eksperymentu prof. Jonathan Reid, fizyk chemiczny z University of Bristol, twierdzi, że w rozprzestrzenianiu kropli i aerozoli decydujące znaczenie ma to, jak głośno śpiewamy i rozmawiamy. Jeśli robimy to z podobną intensywnością, to z naszego organizmu wydostają się one w podobnym natężeniu. W razie zakażenia aerozoli koronawirusem ryzyko przeniesienia tych patogenów jest zatem podobne. Zaobserwowano jednak - co jest ostrzeżeniem - że bardzo głośne śpiewanie, a także krzyk, z maksymalnym nasileniem, sprawia, że wydalanych jest 30 razy więcej kropli i aerozoli. Bardzo ważna jest również wentylacja zamkniętych pomieszczeń. Im jest ona lepsza, tym mniej może być aerozoli w powietrzu. Co ze śpiewem chóralnym? Prof. Reid twierdzi, że są to wstępne wyniki badań, jednak zwraca uwagę, że stwarzają one naukową podstawę do wprowadzenia odpowiednich rekomendacji zmniejszających ryzyko zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2. Nie ma jednak pewności, jak groźne jest wspólne śpiewanie, na przykład w chórze. Zdaniem prof. Juliana Tanga z University of Leicester wymaga to dalszych badań, ponieważ chórzyści są blisko siebie i śpiewają jednocześnie, co znacznie zwiększa ilość wydalanych aerozoli. "Nie można tego przeceniać ani nie doceniać, ponieważ nie chcielibyśmy, żeby członkowie chóru zakażali się albo ewentualnie byli narażeni na zgon z powodu COVID-19, z tego tylko powodu, że robią to co jest ich pasją" - podkreśla prof. Tang.