Helikopter był uziemiony przez półtorej doby, a jego załoga przechodzi dwutygodniową kwarantannę. W sprawie, o której już pisaliśmy, "Gazeta Lubuska" podaje więcej szczegółów. Jak się okazuje, czterolatek trafił do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze w miniony piątek po południu. Przyjechał razem z babcią. "Dziecko zostało przywiezione z raną ciętą i szarpaną głowy" - mówi Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka zielonogórskiego szpitala w rozmowie z gazetą. Lekarze podjęli decyzję o skierowaniu go na blok operacyjny. Do poniedziałku chłopiec przebywał na Oddziale Chirurgii i Urologii Dziecięcej zielonogórskiego szpitala. Po standardowym wywiadzie epidemiologicznym z babcią, który teraz jest wykonywany w każdym przypadku jakiejkolwiek osoby wchodzącej do szpitala, nic nie wskazywało na podejrzenie zakażenia koronawirusem. Babcia nie poinformowała jednak, że matka czterolatka wróciła z Niemiec, mocno kaszlała i miała gorączkę. "Lekarz, który wypisywał malucha, wykazał się czujnością i pobrał wymazy. We wtorek przyszły wstępne wyniki. Potwierdzały, że chłopiec ma koronawirusa" - mówi Sylwia Malcher-Nowak. Choć rzeczniczka wojewody Aleksandra Chmielińska-Ciepły dodaje, że wynik czterolatka "nie jest jednoznaczny", bo pierwszy test wyszedł pozytywny, a drugi negatywny. Trzecie badanie ma dać jednoznaczną odpowiedź. Efekt jest jednak taki, że Oddział Chirurgii Dziecięcej, gdzie chłopiec przebywał, został zamknięty niemal w całości, dyżury zawieszone, personel jest w kwarantannie, a pacjenci z chorobami chirurgicznymi są kierowani do Gorzowa i Poznania.