Marcus Birks miał zaledwie 40 lat. Jak informuje BBC, na oddział intensywnej terapii w Royal Stoke University Hospital trafił na początku sierpnia.W rozmowie z BBC muzyk przyznał, że "był zszokowany", że tak ciężko przechodzi COVID-19, ponieważ przedtem rzadko chorował. "To najstraszniejsza rzecz na świecie, kiedy czujesz, że brakuje ci tchu" - opowiadał. Dementował też medialne spekulacje, w których sugerowano, że przyjął szczepionkę przeciw COVID-19. - Kiedy już trafiłem do szpitala, pierwsza rzecz jaką powiedziałem rodzinie to: zaszczepcie się i będę to mówił każdej napotkanej osobie - przekonywał. CZYTAJ WIĘCEJ: Joanna Racewicz ostro o antyszczepionkowcachBirks opowiadał, że objawy zakażenia SARS-Cov-2 były podobne do grypy. Stan 40-latka stopniowo się pogarszał. Do szpitala trafił, kiedy pojawiły się poważne problemy z oddychaniem. Muzyk przegrał walkę z COVID-19. Zostawił żonę, która jest w ciąży. Para spodziewała się syna.