Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) chwaliła Chiny za bezprecedensowe środki kwarantanny, wprowadzone szczególnie w mieście Wuhan, gdzie pandemia wybuchła. Państwowe chińskie media przekonują, że świat powinien brać przykład z ChRL. Część komentatorów twierdzi nawet, że chiński autorytaryzm pokazał swoją wyższość walce z epidemią. Wydaje się jednak, że Korea Południowa osiąga dobre rezultaty bez stosowania tak drastycznych metod. Koreańczykom udało się przełamać lawinowy wzrost zachorowań, a odsetek zgonów wśród zakażonych pacjentów jest tam, jak dotychczas, znacznie niższy od światowej średniej i niższy niż w ChRL czy we Włoszech. "Korea jako państwo demokratyczne ceni globalizację i pluralistyczne społeczeństwo. Dlatego wierzymy, że musimy przekraczać ograniczenia konwencjonalnego podejścia do walki z chorobą zakaźną" - powiedział niedawno wiceminister zdrowia Korei Płd. Kim Gang Lip. "Im szybciej i przejrzyściej udostępniamy informacje, tym bardziej ludzie będą wierzyli rządowi. Zaczną zachowywać się racjonalnie dla dobra ogółu" - dodał. Jeszcze do niedawna Korea była drugim po Chinach najbardziej dotkniętym epidemią krajem. Na przełomie lutego i marca codziennie wykrywano tam ponad 500 infekcji i narastały obawy, że wybuchu nie da się powstrzymać. W tym okresie rozpoczynała się również duża epidemia we Włoszech. W ostatnich dniach liczba wykrywanych przypadków przekracza 200 Trzy tygodnie później Włochy zgłaszają nawet ponad 4 tys. nowych wykrytych infekcji i 600 zgonów w ciągu jednej doby. W Korei w ostatnich dniach liczba wykrywanych codziennie przypadków COVID-19 nie przekracza 200, a w piątek łączna liczba zmarłych od początku kryzysu wynosiła 102 osoby. Odsetek zgonów wynosił tam obecnie nieco ponad 1 proc., przy czym w Chinach, według danych oficjalnych, było to niecałe 4 proc., a we Włoszech - nawet ponad 10 proc. W przeciwieństwie do Chin i Włoch, Korea nie zakazała dziesiątkom milionów mieszkańców wychodzenia z domów ani przemieszczania się. Takich masowych, odgórnych restrykcji nie wprowadzono nawet na najbardziej dotkniętych epidemią obszarach: w mieście Daegu i prowincji Gyeongsang Północny. Korea nie zamknęła też granic, choć ogłosiła obowiązek kwarantanny dla osób przybywających z Europy. "Nie mamy zakazu wychodzenia. Część restauracji i sklepów jest otwarta, ale nie wszystkie, bo ludzie są ostrożni. Autobusy i metro działają dobrze, tylko wszędzie kładą żel do dezynfekcji rąk" - powiedział PAP mieszkaniec miasta Gumi w Gyeongsangu Północnym Ko Mu Jon. Nawet 20 tys. testów na koronawirusa dziennie Zamiast zakazów południowokoreańskie władze postawiły na otwarte informowanie mieszkańców o wykrytych przypadkach w ich okolicy, a przede wszystkim na badanie dużej liczby osób oraz śledzenie i wczesną izolację tych, którzy mieli kontakt ze zdiagnozowanymi pacjentami. Sformułowano zalecenia, by ludzie nie wychodzili z domów i unikali zgromadzeń, a społeczeństwo generalnie przestrzega tych zasad. W kraju wykonuje się nawet 20 tys. testów na koronawirusa dziennie. "Mój znajomy dostał telefon, że musi przejść w domu dwutygodniową kwarantannę, bo jeden z klientów jego sklepu jest zakażony. Po dwóch dniach dostał od rządu jedzenie i inne produkty na te dwa tygodnie. Sklep został zdezynfekowany" - powiedział Ko. Dodał, że testy na koronawirusa są w Korei bezpłatne dla osób z objawami, a pozostałe osoby mogą się im poddać za równowartość ok. 100 euro. W Korei zamknięto przedszkola, szkoły podstawowe i średnie, by zmniejszyć ryzyko masowych zakażeń. Rozpoczęcie semestru było jak dotąd przekładane już trzykrotnie, w sumie o pięć tygodni. Uczniowie nie wrócą do szkół przed 6 kwietnia. Przykładem na otwartą i powszechną informację było np. szczergółowe informowanie przez południowokoreańskie media o Polaku, u którego zakażenie wykryto w Seulu 12 marca. Media podawały między innymi, że jadł w restauracjach, był u dentysty i jechał metrem, ale - co ważne - nie ujawniały przy tym jego danych osobowych. W doniesieniach znalazła się również informacja, że mężczyzna był w Polsce w dniach 3-10 marca.