O Tarnobrzegu zrobiło się głośno za sprawą sytuacji opisanej w niedzielę 4 października przez regionalny portal NadWisłą24.pl. Jedna z pacjentek przychodni przy ulicy Sienkiewicza przysłała do redakcji zdjęcie kija. Jak informowała, służy on do nawiązania kontaktu z pielęgniarkami lekarzy rodzinnych. Z uwagi na obostrzenia drzwi do placówki są bowiem zamknięte. Siedem miesięcy walenia kijem w parapet Jak wynika z relacji mieszkańców, z którymi rozmawiała reporterka Polsat News, pacjent najpierw dzwoni do lekarza rodzinnego w ramach teleporady. Dostaje wówczas informację, że zostanie wydane skierowanie do specjalisty. Pacjent musi następnie przyjść do placówki. Jednak petenci nie wchodzą tam do środka, tylko muszą obejść budynek, na tyłach którego stoi oparty o ścianę kij. Należy nim uderzyć kilka razy o parapet, po czym w oknie pojawia się pielęgniarka, która przekazuje skierowanie bądź receptę. - To się zaczęło od marca, siódmy miesiąc taki proceder trwa. Wszyscy uznali to za normalne i nikt się temu nie dziwi - mówi jeden z mieszkańców miasta. Inna z mieszkanek twierdzi z kolei, że to przekroczenie granicy. - Jeśli człowiek jest chory, nie musi akurat mieć covida, powinien być przebadany, osłuchany i na tej podstawie można jakąś diagnozę wystawić (...) Na tym polega leczenie - dodaje. "Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca" Reporterka Polsat News potwierdziła, że proceder trwał jeszcze we wtorek przed południem. Jednak później kij z tyłów placówki zniknął, a sprawą zainteresował się Narodowy Fundus Zdrowia. - Takie działania, jeśli się potwierdzą, są absolutnie niedopuszczalne. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca i będą piętnowane - podkreśla Rafał Śliż, rzecznik Podkarpackiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ w Rzeszowie. Z informacji Polsat News wynika, że kontrola w placówce może się odbyć jeszcze we wtorek.