W zamieszkanym przez 9,3 miliona osób kraju od 20 grudnia zaszczepiono blisko 3 mln mieszkańców, z czego ponad 1,6 miliona przyjęło już dwie dawki szczepionki Pfizer/BioNTech. Szczepionkami, które przylatują na lotnisko Ben Guriona pod Tel Awiwem zajmuje się dział logistyki izraelskiego producenta leków, Teva. W podziemnym obiekcie w pobliżu lotniska znajduje się trzydzieści dużych zamrażarek, w których w temperaturze -70 stopni Celsjusza mieści się 5 milionów dawek. Teva przepakowuje je w paczki dostarczane później do około 400 centrów szczepień. Logistykę ułatwia niewielkie terytorium Izraela (mniejsze niż średnie polskie województwo) i fakt, że 86 proc. ludności żyje w północnej części kraju. Powszechny system izraelskiej opieki zdrowotnej - według wielu rankingów znajdujący się w światowej czołówce - wymaga, by każdy mieszkaniec należał do kasy chorych. Zintegrowana infrastruktura danych obejmuje "całą populację, od kołyski po grób", jak ujął to przedstawiciel największej z nich, Klalit, cytowany przez Reutera. Dzięki temu łatwo jest zidentyfikować odpowiednią grupę do szczepienia. Każdy obywatel we właściwym czasie - zależnym od wieku czy grupy ryzyka - otrzymuje wiadomość tekstową z instrukcjami ze swojej kasy chorych i umawia się na szczepienie. Szczepienia kobiet w ciąży i młodzieży Mimo traktowania priorytetowo pewnych grup wiekowych, szczepionka jest podawana również osobom młodszym, jeśli pojawią się w centrum szczepień. I tak np. zanim szczepieniami oficjalnie objęto osoby od 40 roku życia, substancję podano już 28 proc. obywateli w wieku 40-49 lat. Izraelskie ministerstwo zdrowia podkreśla, że zgodnie z dostępnymi danymi preparat jest bezpieczny dla matek karmiących i wszystkich kobiet w ciąży, jednak zaleca, by w celu uniknięcia "przypadkowego związku" między szczepionką a wadami wrodzonymi dziecka lub poronieniami, podawać ją kobietom w drugim i trzecim trymestrze. W tym tygodniu władze zatwierdziły również szczepienie młodzieży między 16 a 18 rokiem życia, by umożliwić uczniom powrót do szkół i zdawanie w terminie egzaminów maturalnych, które mają duże znaczenie przy rekrutacji na uczelnie wyższe. Szybko rozwijający się program szczepień Izraela jest możliwy dzięki wyjątkowej umowie z producentem preparatu, amerykańską firmą Pfizer. Koncern zgodził się na szybkie dostarczanie większej liczby dawek w zamian za częściowy dostęp do obszernej bazy danych prowadzonej przez kasy chorych, co wciąż wzbudza w Izraelu obawy o bezpieczeństwo informacji na temat obywateli i możliwość ich powtórnej identyfikacji. Zapłacili dwa razy więcej niż UE Oprócz tego rząd premiera Benjamina Netanjahu zapłacił Pfizerowi według anonimowych źródeł około 30 dolarów za dawkę, czyli dwa razy więcej niż np. Unia Europejska. Jak ocenił minister zdrowia Juli Edelsztajn wyjście izraelskiej gospodarki z lockdownu uzasadnia wyższe koszty zakupu lub zakup nadmiaru szczepionek. Rząd przygotowuje tzw. zielone paszporty dla tych, którzy otrzymali obie dawki, co zwolni ich z ewentualnej kwarantanny i zapewni dostęp do miejsc publicznych, takich jak teatry i restauracje. Według publicznego nadawcy Kan, 315 milionów dolarów, które Izrael zapłacił za szczepionki odpowiada mniej więcej gospodarczemu kosztowi dwóch dni trwającego od 27 grudnia lockdownu. Sukces akcji szczepień znajduje się również w centrum kampanii wyborczej premiera Benjamina Netanjahu, który stara się odwrócić uwagę od własnego procesu o korupcję, głębokiego kryzysu gospodarczego wywołanego pandemią i wzrostu liczby zakażeń. Co z Palestyńczykami? W kontekście szczepień skazą na wizerunku Izraela jest według wielu komentatorów nieobjęcie nimi Palestyńczyków mieszkających na okupowanym przez Izrael Zachodnim Brzegu. Przedstawiciele Izraela twierdzą, że zawarte między tym krajem a Organizacją Wyzwolenia Palestyny w 1993 roku porozumienie z Oslo przekazuje odpowiedzialność za szczepienia Autonomii Palestyńskiej. Jednak nie wszystkie zapisy porozumienia weszły w życie. Wiele organizacji humanitarnych bez rezultatu apelowało do władz izraelskich o dostarczenie szczepionek ludności palestyńskiej. Argumentowano to m.in. tym, że około 60 proc. Zachodniego Brzegu znajduje się pod okupacją Izraela, który jest w tej sytuacji zobowiązany czwartą konwencją genewską do zapewnienia niezbędnych szczepień ludności na okupowanych terytoriach. Obecnie ponad 600 tys. izraelskich osadników na tym terenie objętych jest izraelskimi szczepieniami, a Palestyńczycy żyjący w tych samych miejscowościach nie mają do nich dostępu. Według epidemiologów Izrael może być w stanie zaszczepić 80 proc. osób z grup ryzyka do lutego i 95 proc. do marca, co mogłoby pozwolić na powrót do życia sprzed pandemii. Uważa się, że bardziej zaraźliwy wariant brytyjski jest przyczyną utrzymującego się wciąż wysokiego wskaźnika infekcji w kraju. Pomimo szybko postępujących szczepień wskaźnik śmiertelności, odsetek pozytywnych wyników testów na obecność koronawirusa, liczba infekcji czy liczba osób w ciężkim stanie pozostają niepokojąco wysokie od tygodni. Ponad 25 proc. z 4696 Izraelczyków, którzy zmarli na COVID-19 od początku pandemii, zmarło na tę chorobę tylko w styczniu. Przemawiając w środę na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, Netanjahu powiedział, że wierzy, że "to tylko kwestia czasu, kiedy trafimy na odmianę (koronawirusa - PAP), w przypadku której obecne szczepionki nie są skuteczne".