Jak podkreśliła we wtorek, 14 kwietnia, rzeczniczka wojewody śląskiego Alina Kucharzewska, nie wszyscy wzięli sobie do serca przepisy i nakazy związane z sytuacją epidemiologiczną, co uderzy ich teraz po kieszeni. Tylko w świąteczny poniedziałek inspektorzy wydali 115 decyzji, nakładając kary na niefrasobliwych mieszkańców na łączną sumę blisko 600 tys. zł. W Niedzielę Wielkanocną śląscy mundurowi odnotowali 57 przypadków złamania przepisów - aż sześć z nich dotyczyło złamania kwarantanny. Wszystkie wnioski o ukaranie trafiły już do powiatowych sanepidów. Co na usprawiedliwienie? W Tychach jeden z mieszkańców opuścił kwarantannę i jak gdyby nigdy nic jeździł taksówką po mieście. "Inni idą do sklepu. Ale najczęściej pojawia się jedno tłumaczenie: 'ja tylko byłem odwiedzić chorą teściową'. Dlaczego akurat teściową?" - zastanawia się powiatowy inspektor sanitarny w Tychach Grzegorz Gołdynia. Do tej pory tyski sanepid nałożył kary na łączną sumę ponad 80 tys. zł. Najwięcej notatek policyjnych w sprawie łamania prawa wpłynęło do bytomskiego sanepidu, który wydał decyzje na łączną kwotę ponad 135 tys. zł. "Osoby wychodziły z domu, za nic mając kwarantannę, wypłacić pieniądze do banku, na zakupy czy wybierały się na święta do rodziny, narażając zdrowie innych" - relacjonuje dyrektor powiatowego inspektoratu w Bytomiu Jolanta Wąsowska. Najczęściej kończyło się w tych przypadkach na nałożeniu pięciu tys. zł kary. "Rekordzistka" musi jednak zapłacić 10 tys. zł. "Pani kilkakrotnie dopuściła się złamania prawa. Będąc na kwarantannie, wychodziła swobodnie z domu, spędzając czas na zakupach czy ze znajomymi. I kilkakrotnie policja nie zastała jej w domu" - opowiada inspektor Wąsowska. Nie było dwóch metrów odległości Kary za nieprzestrzeganie zasad sanitarnych nakładają także pracownicy sanepidu w Dąbrowie Górniczej. "Dostajemy informacje, że osoby siedziały w parku w grupie lub nie zachowały dwóch metrów odległości. Były też przypadki, że mieszkańcy na kwarantannie przesiadywali na ławeczce przed blokiem. I tam zastawali ich policjanci, sprawdzający, czy obywatele wywiązują się z obowiązku" - relacjonuje szefowa sanepidu w Dąbrowie Górniczej Marzanna Kuc. Średnio na dobę do dąbrowskiej stacji sanitarnej wpływa 27 notatek policyjnych, nałożono już kary na sumę ponad 80 tys. zł.