Po wylądowaniu w kraju 30 osób umieszczono na obserwację w 4. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką we Wrocławiu. "Z lotniska zostaną przewiezieni do szpitala, w którym specjalnie dla nich zorganizowany jest oddzielny budynek. Nie będą mieli kontaktu z nikim poza personelem medycznym" - zapowiadał przed przylotem Polaków minister zdrowia Łukasz Szumowski. Szef resortu zapewniał, że "wydzielony budynek", będzie "zamknięty dla kogokolwiek innego oprócz służb medycznych".Tymczasem, jak ustaliła wrocławska "Gazeta Wyborcza", "Polacy nie zostali umieszczeni w oddzielnym budynku ani nawet, co sugeruje komunikat MON, na oddziale z oddzielnym wejściem", ale "ulokowano ich w ogólnodostępnym skrzydle szpitala, na drugim piętrze oddziału chorób wewnętrznych".Jak podaje dziennik, wejścia na oddział pilnuje dwóch żandarmów, ale w chwili, gdy na miejscu byli dziennikarze, drzwi na oddział pozostawały otwarte, a na niższych piętrach "toczyło się normalne życie". Według "GW", na oddział prowadzą schody, z których korzystają inni pacjenci i pracownicy. Lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Gromkowskiego, gdzie znajduje się specjalistyczny oddział zakaźny, mieli być zaskoczeni tym, że Polacy w Wuhanu nie trafili do ich placówki. Ministerstwo Zdrowia nie odpowiedziało na pytania "GW" o powody wybrania szpitala wojskowego."Polacy, którzy wrócili z Wuhanu, są dobrze zaopiekowani, nie stwierdzamy objawów infekcji" - powiedział w poniedziałek komendant 4. Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu płk dr n. med. Wojciech Tański. W środę o godz. 9 w Ministerstwie Zdrowia odbędzie się konferencja prasowa, na której mają zostać podane wyniki pacjentów badanych pod kątem koronawirusa.Więcej w "Gazecie Wyborczej".