W poniedziałek Ministerstwo Zdrowia podało, że badania potwierdziły zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 u kolejnych 2431 osób. Zmarło 45 chorych. Siedem dni temu były 2503 nowe zakażenia i 42 zgony. - Niewiele się zmieniło. Dane są niemal identyczne. Trzeba się zastanowić, co z tym zrobić, aby były spadki - ocenił prof. Gut. "Potem będą płakać" Wirusolog podkreślił, że dalszy rozwój sytuacji zależy, jak od początku epidemii, od ludzi. - To ich zachowania są ważne, a nie otwarte miejsca - przyznał. Dodał, że rząd może wykonywać kroki w kierunku luzowania obostrzeń, dopóki sytuacja nie staje się gorsza. W ocenie eksperta w zasadzie każda branża może działać w reżimie sanitarnym, ale on musi być realny. - Gdy widzę zdjęcia galerii handlowych z ostatniego weekendu, krew mnie zalewa. Ludzie stoją w stumetrowej kolejce do sklepów. O odstępach nie ma tam mowy. A potem te same osoby, jak i właściciele, będą płakać, że znów jest zamknięcie - stwierdził prof. Gut. Jego zdaniem teraz weryfikacja tego, co można, a czego nie można na tym etapie epidemii, będzie się odbywała metodą prób i błędów. - Nie dziwię się głosom właściciela małej kawiarenki, który ma kilka stolików. Słusznie się on oburza, jeżeli chce u siebie zapewnić reżim sanitarny, na to, co widzi w galeriach. Na drugim biegunie są np. muzea, gdzie widać wielką, wręcz wzorową dyscyplinę. To pokazuje, że w różnych miejscach gromadzą się różni ludzie. To od ich zachowań, a nie od tych miejsc, zależało będzie ich dalsze otwarcie - powiedział prof. Gut. Wskazał, że Polacy są kowalami własnego losu.