"Sytuacja chorych na raka stała się wyjątkowo dramatyczna. Zgłoszenie się do szpitala może nieść ryzyko zakażenia. Z drugiej strony chorzy obawiają się o swoje dalsze leczenie. Panuje chaos. Pacjenci nie wiedzą, gdzie wykonać badanie ani jak, w bezpieczny sposób, dojechać na leczenie" - pisze w wydanym komunikacie Fundacja Onkologiczna "Alivia", którego fragment cytuje "Gazeta Wyborcza". Według dziennika, w organizacjach wspierających chorych na raka urywają się telefony. Anna Kupiecka z fundacji Onkocafe mówi w rozmowie z gazetą: "Dzwonił pacjent z rakiem prostaty. Nikt go teraz nie chce przyjąć na leczenie. Chora z rakiem piersi ma operację przełożoną aż na czerwiec. Nawet szpitale, które dotąd jeszcze operowały pacjentów onkologicznych, też teraz przesuwają zabiegi. Tłumaczą, że guz jest jeszcze mały. Ale chory nie wie, jaki on będzie za miesiąc czy dwa. Inna chora jechała 160 km na konsultację anestezjologiczną do Podbeskidzkiego Centrum Onkologii, bo 2 kwietnia miała mieć operację. Na darmo, nikt jej nie poinformował, że żadnego zabiegu nie będzie". Dezorientacja pacjentów - zdaniem "Gazety Wyborczej" - jest tym większa, że każdy ośrodek na własna rękę reguluje teraz tryb przyjęć. "NFZ nie wydał w tej sprawie żadnych zaleceń" - czytamy. Więcej w "Gazecie Wyborczej".