- Sytuację epidemiologiczną w Polsce oceniam jako złą lub bardzo złą - powiedział wojewódzki konsultant ds. chorób zakaźnych woj. zachodniopomorskiego prof. Miłosz Parczewski. - W Zachodniopomorskiem jest źle, a kiedy patrzę na sytuację epidemiologiczną w innych regionach, myślę, że jest tam bardzo źle. My z olbrzymim trudem dajemy radę, a jesteśmy na końcu, jeśli chodzi o liczbę zakażeń w poszczególnych województwach. Nie wiem zatem, jak radzą sobie inne regiony - dodał. Zaznaczył, że jest olbrzymia presja na personel lekarski i pielęgniarski, codziennie po dyżurach pozostaje do przyjęcia kilkunastu pacjentów. - Szukamy dla nich łóżek. Znajdują się, ale potrzeba na to jednego, a czasami nawet dwóch dni. Codziennie uruchamiamy nowe łóżka, które w kolejnym dniu są już właściwie zajęte. Za chwilę w naszym szpitalu (wojewódzkim przy ul. Arkońskiej w Szczecinie - red.) nie będziemy w stanie utworzyć więcej łóżek, bo nawet nie mamy gdzie - opisywał prof. Parczewski. Dodał, że w tym tygodniu podjęto decyzję o otwarciu kolejnych oddziałów w innych szpitalach dla pacjentów z COVID-19. Jak zaznaczył, może taki system będzie efektywniejszy. "Ubywa nam personelu" Lekarz wskazał, że narasta też problem braku personelu pielęgniarskiego, którego już wcześniej było za mało. Pielęgniarki ciężko pracują, poza tym także kierowane są na kwarantannę. - Ubywa nam personelu, na przykład gdy panie pielęgniarki czy młodzi lekarze jako rodzice są na kwarantannie wraz z dzieckiem - wskazał prof. Parczewski. Podkreślił, że przeznaczanie kolejnych oddziałów w szpitalach dla pacjentów covidowych, a także tworzenie szpitali polowych zabiera personel z innych miejsc. - One nie obsłużą się same. Zabierzemy z systemu osoby, które pomagają w innych miejscach i tam ten system będzie cierpiał i będzie się załamywał - wyjaśnił. "Liczba zakażeń na pewno będzie rosła" Komentując wzrost liczby zakażeń, lekarz zaznaczył, że "ta lawina narasta i obecnie wydaje się trudna do powstrzymania". - Wszyscy pacjenci, którzy leżą w szpitalu, są pacjentami średnimi lub ciężkimi. Będą leżeć nie dzień czy dwa, ale raczej około dwóch tygodni. Część pacjentów, która trafia na OIOM, będzie leżała tam bardzo długo - wskazał. Jak powiedział, trudno przewidzieć, kiedy liczba zakażeń zacznie spadać. - Nie osiągnęliśmy jeszcze "górki", ona na pewno będzie jeszcze rosła - zaznaczył prof. Parczewski. Dodał, że wykrywana jest "znikoma liczba przypadków" w stosunku do liczby osób zakażonych, m.in. dlatego, że testowani są pacjenci objawowi. "Nie każdy musi przejść tę chorobę" Zapytany o to, czy możliwe jest uchronienie się przed zakażeniem prof. Parczewski wskazał, że także przy wprowadzonych obostrzeniach każdy jest odpowiedzialny za siebie, a apele czy wymagania zachowania dystansu społecznego to ochrona siebie i swojej rodziny. - To nie tak, że każdy musi przejść tę chorobę. Wirus będzie się też trochę zmieniał, będzie powodował różną śmiertelność, różną chorobowość, to będzie zależało także od człowieka - powiedział specjalista chorób zakaźnych. - Być może część osób będzie chorowała bezobjawowo lub zachoruje w takim momencie, w którym system nie będzie wysoko obciążony i będzie łatwiej o pomoc - zaznaczył prof. Parczewski. Podkreślił, że należy obecnie zachować szczególną ostrożność, uważając nawet podczas spotkań w kilkuosobowym gronie, a także zwracać uwagę na symptomy infekcji górnych dróg oddechowych i pamiętać o noszeniu maseczek, jak również zaszczepić się przeciw grypie, a także m.in. dbać o prawidłowe odżywianie.