Ekspert o zakazie przemieszczania się: Musi wynikać z analizy
Ewentualny zakaz przemieszczania się i rozszerzenie obostrzeń musi wynikać z analizy sytuacji epidemiologicznej lub prognoz jej rozwoju - powiedział były główny inspektor sanitarny Andrzej Trybusz oceniając możliwość wprowadzenia kolejnych restrykcji.
Minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił w czwartek, że od 28 grudnia do 17 stycznia zostanie wprowadzona kwarantanna narodowa, podczas której zamknięte będą galerie handlowe, hotele, także na ruch służbowy, jak również stoki narciarskie. W noc sylwestrową będzie obowiązywał zakaz przemieszczania się.
W piątkowym wywiadzie dla wp.pl premier Mateusz Morawiecki nie wykluczył wprowadzenia kolejnych obostrzeń, oprócz tych, które zaczną obowiązywać 28 grudnia. - Rozważamy wprowadzenie dalej idących restrykcji, również dotyczących przemieszania się. Ale one wiążą się z koniecznością wdrożenia nowej legislacji - powiedział.
Były główny inspektor sanitarny dr n. med. Andrzej Trybusz ocenił, że obecnie nie ma potrzeby dodatkowych obostrzeń ponad te, które wejdą w życie 28 grudnia. - To musiałoby wynikać z analizy bieżącej sytuacji epidemiologicznej lub prognoz jej rozwoju na podstawie modeli matematycznych - zaznaczył.
Ocenił, że obecna sytuacja epidemiologiczna jest "w miarę ustabilizowana". - Nastąpił spadek zachorowań. Mniejsza jest liczba zajętych łóżek szpitalnych i respiratorów, niż np. na przełomie listopada i grudnia. Wówczas zajętych było 21-22 tys. łóżek, w tej chwili poniżej 19 tys. Ale ten stan utrzymuje się już od kilku dni. Tzn. już dalszego istotnego spadku nie ma, więc te trendy zahamowały - przyznał były szef GIS.
Zaznaczył, że należy rozróżnić specyfikę kontaktów w trakcie spotkań świątecznych i noworocznych. - Ograniczenia sylwestrowe ze względów epidemiologicznych wydają się ze wszech miar wskazane - podkreślił.
- Obserwując dzisiaj gorączkę zakupów, zatłoczone galerie handlowe, widzimy, że liczba kontaktów między ludźmi rośnie. A to jest jedna z przesłanek zwiększonej liczby zakażeń - powiedział. Ocenił, że obecnie Polacy stosują się jeszcze do noszenia maseczek, ale zapominają o dystansie społecznym.
Trybusz przypomniał, że w Polsce druga fala masowych zachorowań zaczęła się, gdy liczba nowych przypadków COVID-19 oscylowała wokół 1,2-1,3 tys. nowych zakażeń dziennie. - Dzisiaj trzecia fala jest realna, bo wystarczy popatrzeć na otaczające nas kraje. Tam przyrost zachorowań jest ewidentny, więc dlaczego u nas miałoby być inaczej? Z tym, że my do trzeciej fali startujemy z poziomu dziesięć razy większego niż do drugiej fali - podkreślił.
- Obawy, że w szczycie zachorowań nowych przypadków nie będzie 30 tys. tylko 40-50 tys. dziennie są realne. Oczywiście w takiej sytuacji o wydolności służby zdrowia nawet nie ma co mówić, bo służba zdrowia trzeszczała w szwach, kiedy było 25 tys. zachorowań dziennie. To jest sytuacja poważna i wydaje mi się, że trzeba naprawdę podejmować działania wyprzedzające - zaznaczył ekspert.
- Początek roku jest szczególny, bo uaktywniają się wirusy oddechowe z grypą na czele. Poza tym warunki niższej temperatury, dużej wilgotności sprzyjają namnażaniu się wirusów. To może być dodatkowy czynnik generujący wzrosty zachorowań - dodał.
Ekspert podkreślił, że rozwój pandemii w Polsce zależy w głównej mierze od postawy społeczeństwa. - Nie może być tak, że wydaje się jakieś zalecenia, rekomendacje, a one są 'tak sobie' przestrzegane. Jednocześnie szuka się dróg obejścia obowiązujących zakazów - powiedział.
Trybusz wskazał jednocześnie, że przy wprowadzaniu obostrzeń "brakuje poważnej rozmowy ze społeczeństwem". - Nie rozumiem, dlaczego zanim pan minister obwieścił czego nam nie będzie wolno, nie przedstawił oceny sytuacji epidemiologicznej, prognoz jej rozwoju, tak aby było zrozumiałe z czego podejmowane decyzje wynikają. Nie można uzasadnienia ograniczyć do paru ogólników - zaznaczył były szef GIS.
- Jeśli sytuacja epidemiologiczna się zmieniła, to społeczeństwu należy się informacja skąd to się bierze. W tak trudnych sytuacjach transparentność to podstawa - podkreślił.
Zapytany o ewentualne przywrócenie po feriach zajęć w szkołach dla najmłodszych klas Trybusz podkreślił, że nie powinno to wpłynąć znacząco na wzrost zachorowań. - Przyjmuje się, że u dzieci w wieku do 12 lat transmisja wirusa jest niewielka, a dzieci nie zakażają. Bardziej to dorośli zakażają dzieci. Po prostu transmisja wirusa przez dzieci jest bardzo niewielka - powiedział.
- Francuzi opisywali przypadek dziewięciolatka z dodatnim wynikiem, który miał kontakt z ponad setką rówieśników i nikogo nie zaraził - wskazał. - Jeśli do szkół pójdą tylko trzy-cztery roczniki, to będą odpowiednie warunki - uczniowie nie będą musieli się tłoczyć w szatniach, na korytarzach. Można wprowadzić asymetryczny sposób rozpoczynania lekcji czy przerw - są pełne możliwości, żeby nie przynosiło to ujemnych skutków - zaznaczył.