Samson ocenił, że z powodu pandemii I kwartał br. nadal bardzo trudny dla branży lotniczej. - Rok 2020 był ciężki dla branży lotniczej. Pandemia spowodowała czasowe zamykanie międzynarodowego ruchu lotniczego. W efekcie mniej pasażerów podróżowało i było mniej operacji lotniczej. Pierwszy kwartał ubiegłego roku jeszcze jakoś wyglądał, potem był drugi - totalne zawieszenie rynku - powiedział Samson. Przypomniał także "odbicie" w czasie wakacji oraz jesienną i grudniową stagnację. Prezes ULC pytany, jaki będzie ten rok dla branży lotniczej, wskazał, że głównym czynnikiem będzie szybkość i dostępność szczepień. Zależy to - jak dodał - zarówno od producentów szczepionek, ich dostaw, a także od społeczeństwa, które będzie chciało i mogło się zaszczepić. - Dziś możemy powiedzieć, że wchodzimy w rok 2021 na poziomie stagnacji, czyli ten pierwszy kwartał będzie bardzo, bardzo trudny. Ja nie oczekiwałbym odbicia. Myślę, że do marca będzie kontynuacja spadku - wyjaśnił szef Urzędu. Jego zdaniem "pewne odbicie" w lotnictwie będzie widoczne dopiero latem. Przypomniał, że w IV kwartale 2020 r. branża notowała spadek liczby pasażerów na poziomie 70 proc., a w I kwartale tego roku sięgnie on 80 proc. wobec I kwartału roku 2019. - Wszystko wskazuje na to, że pierwsze trzy miesiące będą bardzo ciężkie. Będzie dużo restrykcji i to spowoduje, że ten poziom ruchu może być nawet jeszcze niższy, niż ten ostatnim kwartale 2020 r. - ocenił. "Kwestia kwarantanny, testów i szczepień" Zdaniem Samsona podróże lotnicze w tym roku będą uzależnione od dalszych ograniczeń wprowadzanych przez poszczególne kraje w związku z koronawirusem. - Czyli cała kwestia kwarantanny, testów i szczepień - powiedział. Dopytywany, czy testy lub certyfikaty szczepień będą warunkowały wpuszczenie podróżnego na pokład samolotu, Samson przekazał, że toczy się dyskusja na ten temat zarówno na poziomie europejskim, jak i międzynarodowym. - Stan na teraz jest taki, że biorąc pod uwagę ograniczenia w dostępie szczepionki, raczej nikt nie podejmie takiej decyzji - zaznaczył. Zwrócił uwagę, że jeżeli szczepionka jest niedostępna, to wprowadzanie takiego sztucznego ograniczenia jeszcze bardziej ograniczyłoby ruch lotniczy. - Na tę chwilę jest to jakiś jeden ze scenariuszy. Ale raczej, jak rozmawiam z kolegami z innych krajów i z branży, nie będzie w tym roku według mnie wykonalne. Czyli warunek szczepienia nie powinien być warunkiem wpuszczenia na pokład - ocenił szef ULC. Przypomniał, że w Europie wiele krajów wymaga testów przed wejściem na pokład samolotu - niektóre z nich na 72 godziny przed lotem. Dodał, że Wielka Brytania, która jest poza Unią Europejską, wymaga testu przed przylotem i kwarantanny po przylocie - to jego zdaniem to najbardziej restrykcyjny model. W ocenie prezesa ULC prawdopodobnie testy przed wejściem do samolotu lub certyfikat szczepień będą wymagane na rejsach dalekiego zasięgu. - Jeśli chodzi o przewozy w ramach regionu, czyli np. Unii Europejskiej, trudno powiedzieć, jak to się rozwinie. Dużo może zależeć od poziomu zachorowalności w poszczególnych krajach i wprowadzanych restrykcji - wskazał. "Do ceny biletu trzeba będzie dołożyć cenę testu" Wprowadzenie obowiązkowych testów może wpłynąć na cenę biletów - uważa szef ULC. - Jeślibyśmy postawili na testy, to testy kosztują. Będzie to dodatkowe pewne ograniczenie, polegające na tym, że do ceny biletu trzeba będzie dołożyć jeszcze cenę testu. A taki test robiony prywatnie to ok. 500 zł - powiedział. Według Samsona, jeśli chodzi o prognozy odbicia się ruchu lotniczego w tym roku, to jako pierwszy na takie odbicie ma szansę ruch turystyczny. - Liczymy, że po okresie zimowym - tym najgorszym okresie - nastąpi naturalne polepszenie sytuacji, może też się pojawi jakiś rodzaj odporności - mówił Samson. Spodziewa się on, że wielu turystów spragnionych podróży od kwietnia, maja będzie chciało zrealizować swoje plany wyjazdowe. W następnej kolejności - jak mówił - odbiją się podróże związane z odwiedzaniem rodziny, znajomych. Najmniej optymistycznie rysuje się natomiast ruch biznesowy i podróże służbowe. Samson nie wykluczył, że w obliczu pandemii linie lotnicze zmienią rozkłady lotów, typy samolotów czy model sprzedaży biletów. - Myślę, że możemy się spodziewać w pierwszej kolejności zmniejszenia częstotliwości lotów na poszczególnych kierunkach, redukcji personelu i samolotów, czyli mniejsze maszyny zamiast większych - powiedział. Jego zdaniem przewoźnicy mogą ograniczyć liczbę foteli w biznes klasie lub z niej zrezygnować. - To jednak wiąże się z przekonfigurowaniem samolotów, a to są koszty - zwrócił uwagę. Jego zdaniem może także dojść do upadku niektórych linii lotniczych. - Żadna linia lotnicza teraz nie zarabia pieniędzy - ani ta z kapitałem państwowym, ani z prywatnym. To jest kwestia na przetrzymanie i doczekania czasu, kiedy rynek odbije - powiedział.