Eksperci WHO spędzili około trzy i pół godziny w pilnie strzeżonym Wuhańskim Instytucie Wirusologii (WIV) - podała agencja Reutera. Według brytyjsko-amerykańskiego zoologa Petera Daszaka eksperci rozmawiali m.in. z dr Shi Zhengli, nazywaną "chińską Batwoman" z uwagi na jej prace nad koronawirusami, atakującymi nietoperze. "Ekstremalnie ważne spotkanie dziś z personelem WIV, w tym dr Shi Zhengli. Szczere, otwarte dyskusje. Kluczowe pytania zadane, odpowiedzi udzielone" - napisał na Twitterze Daszak, nie precyzując ich treści. Laboratorium w centrum spekulacji Wuhański Instytut Wirusologii znalazł się w centrum spekulacji na temat pochodzenia COVID-19, ponieważ posiada laboratorium o najwyższym stopniu bezpieczeństwa biologicznego w Chinach i prowadzi m.in. badania nad koronawirusami. Większość środowiska naukowego odrzuca teorie o wycieku z laboratorium, ale niektórzy spekulują, że patogen mógł być przedmiotem prowadzonych tam badań i w wyniku wypadku zakazić któregoś z pracowników - podała agencja Reutera. Chińskie władze stanowczo zaprzeczają teoriom o wydostaniu się wirusa z laboratorium. Twierdzą również, że choć pierwsze infekcje wykryto w Wuhanie, sam wirus niekoniecznie pochodzi z tego miasta. Państwowe chińskie media spekulowały, że mógł tam przybyć na sprowadzanych z zagranicy mrożonkach. Wizyta zespołu WHO w Chinach Spotkania w Wuhanie to kolejne z szeregu wizyt terenowych zespołu WHO w tym regionie Chin. Naukowcy przybyli tam w połowie stycznia i po przejściu 14-dniowej kwarantanny rozpoczęli pracę w terenie. Odwiedzili już m.in. targ Huanan, z którym wiązano wiele spośród pierwszych wykrytych przypadków COVID-19 oraz miejscowe Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom. WHO zapewniała, że misja w Chinach nie ma na celu poszukiwania winnych wybuchu pandemii, lecz odpowiedzi na pytania o przejście koronawirusa ze zwierząt na ludzi, by lepiej zapobiegać przyszłym pandemiom. Organizacja studziła jednocześnie oczekiwania co do znalezienia tam jasnych dowodów w sprawie pochodzenia wirusa.