Ministerstwo Zdrowia poinformowało w czwartek o 13 397 nowych zakażeniach w Polsce. Najwięcej przypadków wykryto w woj. mazowieckim - 1739 i w woj. kujawsko-pomorskim - 1517. "Miejsca w szpitalach cały czas się zapełniają" Ordynator jednego z oddziałów Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego w Bydgoszczy i wojewódzki konsultant ocenił, że w regionie kujawsko-pomorskim duża liczba zakażeń jest obserwowana od dłuższego czasu. - Miejsca w szpitalach cały czas się zapełniają. Nie odczuliśmy jako lekarze chorób zakaźnych, że pacjentów w grudniu jest mniej. Niestety, spodziewamy się, że po okresie odmrożenia m.in. handlu w galeriach, świętach Bożego Narodzenia i sylwestrze w całej Polsce będziemy się mierzyli z pewnymi wzrostami, ale w mojej ocenie mniejszymi niż jesienią - powiedział dr Paweł Rajewski. "To pewna kumulacja" Ekspert podkreślił, że obecne dane epidemiczne - ze środy i czwartku - są pewną kumulacją, bo wcześniej było wiele wolnych dni, zamknięte były przychodnie, a i ludzie w Wigilię czy na dzień przed nią nie myśleli o testowaniu. - Teraz to wszystko nieco się na siebie nałożyło. Efektu możliwych zakażeń świątecznych w tych danych jeszcze nie widzimy. On się pojawi, o ile będzie obserwowany wzrost, po około 10-14 dniach od Wigilii, czyli na początku stycznia - stwierdził. Dr Rajewski zaapelował do chorych na COVID-19 o szybsze zgłaszanie się do lekarzy. Przestrzegł przed samodzielnym leczeniem zapalenia płuc w domu. Podał trzy przypadki, w których powinniśmy od razu usłyszeć w głowie dzwonek alarmowy i dzwonić po pomoc. Pierwszy to spadek saturacji w trzech pomiarach w ciągu jednego dnia poniżej 95, a już na pewno 90. Drugi to duszność i szybkie męczenie się podczas chodzenia. Trzeci to utrzymujący się przez wiele dni stan gorączki. Ekspert dodał, że lekarze są w stanie pomóc wielu pacjentom, ale nie po 3-4 tygodniach od zakażenia, bo wówczas - jak podkreślił - arsenał możliwości jest niezwykle ograniczony.