Zgodnie z sobotnimi danymi Ministerstwa Zdrowia, badania potwierdziły 7412 nowych przypadków zakażenia koronawirusem oraz 369 zgonów. Od początku epidemii w Polsce stwierdzono 1 429 612 przypadków tej choroby, a z jej powodu zmarło 33 213 osób. Trzy problemy Dr Michał Sutkowski wskazał na trzy główne obszary, od których zależy obecnie liczba zgonów związanych z COVID-19. Pierwszym z nich jest, jego zdaniem, "ogromne przeciążenie" systemu opieki zdrowotnej. - On nie jest przebity jak balon, ale jest poraniony, pokaleczony. Przez ostatni rok toczył dramatyczną walkę z pandemią, zwłaszcza przez ostatnie trzy miesiące - wskazał. Kolejnym z problemów jest późne zgłaszanie się pacjentów do lekarza. - Pacjenci zgłaszają się w drugim tygodniu, zazwyczaj pod koniec, trafiają do szpitala i już ich nie uratujemy. Jak ktoś się za późno zgłosi do lekarza, to nie trzeba mieć koronawirusa, można mieć zawał albo udar i pacjenta się nie uratuje - mówił. Podkreślał przy tym, że każda infekcja zaczyna się w "błahy sposób", co nie oznacza, że nie będzie mieć poważnych konsekwencji. Sutkowski podkreślił, że pojawiają się coraz to nowsze odmiany wirusa, a Polska, prawdopodobnie ze względu na ograniczenia finansowe, nie robi badań w tym zakresie lub robi je, ale na nieporównywalnie mniejszą skalę niż np. Brytyjczycy. Lekarz po raz kolejny wskazywał też na "rozprężenie" oraz "lekceważenie przepisów". - Tak, jakbyśmy my mogli sami oceniać, kiedy można zdjąć maskę, kiedy otworzyć sklep - dodał. Jak mówił, wykazywana obecnie liczba zakażeń i zgonów to wciąż pokłosie okresu poświątecznego oraz noworocznego. - Właśnie mniej więcej po 14-16 dniach od zakażenia przyrasta liczba zgonów - powiedział.