Dominika Pietrzyk, Interia: Jak wygląda obecnie sytuacja pacjentów onkologicznych? Dr hab. Adam Maciejczyk, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, dyrektor naczelny Dolnośląskiego Centrum Onkologii we Wrocławiu: - Sytuacja jest zasadniczo inna niż ta, którą obserwowaliśmy rok temu w momencie, kiedy koronawirus pojawił się po raz pierwszy. Nauczyliśmy się już, jak z tym wirusem postępować. Wiemy, w jaki sposób dopuszczać pacjentów do leczenia. Prowadzimy testy przed rozpoczęciem leczenia, żeby nie włączać do terapii pacjentów, którzy mają infekcję wirusową. I przede wszystkim jesteśmy zaszczepieni. Na pewno wirus nam nie pomaga, tylko przeszkadza, ale dostęp do opieki onkologicznej i leczenia dla pacjentów w Dolnośląskim Centrum Onkologii, jest. I z tego co wiem, to taki dostęp jest we wszystkich innych szpitalach onkologicznych. Problemem są szpitale, w których część łóżek została zajęta przez pacjentów w trakcie aktywnej choroby wirusowej i powstały tzw. oddziały covidowe. Tam może być kłopot z dostępem do respiratorów, ale nie w centrach onkologii. Pandemia mocno utrudniła opiekę onkologiczną? - Do stanu opieki onkologicznej trzeba podchodzić bardzo indywidualnie, w zależności od nowotworu. Na pewno sytuacja wygląda inaczej także w zależności od województwa. To nie jest tak, że możemy generalizować. W woj. dolnośląskim prowadzimy pilotaż sieci onkologicznej w pięciu nowotworach: raku piersi, jelita grubego, płuca, prostaty i raku jajnika. Z danych dla województwa widzimy spadek liczby pacjentów, którzy rozpoczynają proces opieki onkologicznej - czyli są na początku diagnostyki onkologicznej - przede wszystkim w przypadku raka płuca i raka jelita grubego. To grupa pacjentów, która miała największy problem z dostępem do opieki onkologicznej w 2020 roku. Te osoby zgłaszały się głównie do szpitali nieonkologicznych, bo rak jelita grubego w dużej części operowany jest w szpitalach ogólnych. Na zabieg operacyjny trafia tam ponad połowa pacjentów z tym nowotworem. Z kolei rak płuca zazwyczaj jest leczony w szpitalach, które zajmują się chorobami płuc, a w tych placówkach pojawiły się oddziały covidowe i siłą rzeczy dostęp do opieki specjalistycznej dla pacjentów nowotworowych był utrudniony. - My, korzystając z danych dla Dolnego Śląska, zogniskowaliśmy pacjentów w tych miejscach, w których opieka onkologiczna nadal działa: w Centrum Onkologii i w placówkach, gdzie funkcjonuje chirurgia onkologiczna. Ale najtrudniejsza jest sytuacja dla chorych z rakiem płuca. Uruchomiliśmy dla takich pacjentów specjalną ścieżkę komunikacji drogą mailową i sms-ową. I sprawdzamy dla nich, gdzie na terenie województwa jest dostępna najszybsza diagnostyka tego raka. Ile wynosi teraz czas oczekiwania na leczenie onkologiczne? - Problem czasu oczekiwania na leczenie jest dość złożony, bo często jest tak, że pacjent może szybciej trafić na leczenie do ośrodka, który ma mniejsze doświadczenie, a w mojej ocenie lepiej poczekać dłużej i skierować się do placówki, która wie, co i jak leczyć. W sytuacji, w której jest mniejszy dostęp do opieki onkologicznej w ośrodkach mniej specjalistycznych, większość pacjentów przemieściła się do nas. I u nas, czyli w Centrach Onkologii, przybywa pacjentów. W związku z tym czas oczekiwania na wizytę i na leczenie może się wydłużyć. W tej chwili odnotowujemy to w dniach: wydłużenie o dwa-trzy dni, ale jeżeli ta sytuacja potrwa dłużej, to pewnie zamieni się to w tygodnie. Operujemy od rana do wieczora, napromieniamy na dwie zmiany, więc możliwości zwiększenia wydajności się kończą. W momencie kiedy pacjentów przybywa tylko w szpitalach, które nadal zachowują dostęp do zabiegów planowych, to zaczynają się problemy z kolejkami. W zależności od ilości pacjentów, rodzaju nowotworu oraz rodzaju leczenia czas oczekiwania na operację wynosi obecnie od dwóch do czterech tygodni. Jest to bardzo zróżnicowane. A inne formy leczenia? - Na przykład z radioterapii, którą stosuje się zazwyczaj pod koniec leczenia, korzysta teraz mniej pacjentów, ale to nie dlatego, że jest mniej dostępna tylko dlatego, że mniej pacjentów przeszło przez fazę operacji. Te osoby nie dotarły jeszcze do radioterapii. Jest spadek, ale wynikający z tego co się wydarzyło w zeszłym roku. Chwilowy przestój z ubiegłego roku przesunął w czasie kolejne etapy leczenia. Z danych z naszego pilotażu nie widzimy na razie większego stopnia zaawansowania choroby u naszych pacjentów, ale myślę, że będziemy mogli to zaobserwować najwcześniej za pół roku. Przy czym w przypadku każdego rodzaju nowotworu, sytuacja wygląda inaczej. Wniosek generalny jest taki, że trzeba monitorować dane, bo kiedy to robimy, to wiemy, jak konstruktywnie reagować. Trzeba też popracować nad komunikacją z pacjentem. Bo to co słyszę czasami na temat dramatycznego braku opieki onkologicznej w Polsce, prawdą nie jest. Co ma wobec tego zrobić pacjent, który z jednej strony słyszy o dramatycznej sytuacji onkologii, a z drugiej strony podejrzewa u siebie chorobę? - Pacjent, który ma podejrzenie choroby nowotworowej powinien jak najszybciej zgłosić się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej lub lekarza specjalisty. Lekarz ten wystawi mu kartę DiLO (kartę diagnostyki i leczenia onkologicznego - red.), która następnie trafi do systemu informatycznego. Nasi koordynatorzy zajmą się wtedy takim pacjentem. Tak to działa na Dolnym Śląsku. Rozmawiała Dominika Pietrzyk Przekaż 1 proc. na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ