Opinię japońskiego wirusologa cytuje we wtorek brytyjski dziennik "The Times". Zdaniem Hitoshi Oshitani, "wszyscy wiedzą", że "bezpieczne Igrzyska" są niemożliwe do zorganizowania, ale władze olimpijskie nie udostępniają kluczowych danych, na podstawie których eksperci mogliby dokonać szczegółowej oceny ryzyka. - Osobiście jestem bardzo zaniepokojony konsekwencjami organizacji Igrzysk. Rząd i komitet organizacyjny, w tym MKOl, wciąż mówią, że zorganizują bezpieczne Igrzyska, ale każdy wie, że istnieje ryzyko. Jest w 100 proc. niemożliwe, aby Igrzyska stwarzały zerowe ryzyko (...) rozprzestrzenienia się infekcji w Japonii, jak również w innych krajach po Igrzyskach" - powiedział Oshitani. - Jest szereg krajów, które nie mają wielu przypadków zakażeń, a niektóre nie mają żadnych wariantów (wirusa). Nie powinniśmy sprawiać, że Igrzyska staną się (okazją) do rozprzestrzenienia wirusa do tych krajów. Nie ma dużego ryzyka w USA czy Wielkiej Brytanii, gdzie ludzie są zaszczepieni, ale większość krajów świata nie ma szczepionki" - dodał wirusolog. Większość Japończyków przeciw igrzyskom Oshitani, który pracuje na Uniwersytecie Tohoku, uznawany jest za architekta japońskiego podejścia do walki z pandemią, w którym mieszkańcom zaleca się unikanie trzech rzeczy: przestrzeni zamkniętych, tłumów i sytuacji prowadzących do bliskiego kontaktu pomiędzy ludźmi. Niektórzy eksperci przekonywali, że ryzyko zakażeń w czasie Igrzysk można znacznie ograniczyć. Z sondaży wynika jednak, że organizacji zawodów sprzeciwia się większość japońskiego społeczeństwa, a o odwołanie imprezy apelował niedawno jeden z jej oficjalnych sponsorów, japoński dziennik "Asahi Shimbun". W Tokio i wielu innych prefekturach Japonii wciąż obowiązuje tymczasem stan wyjątkowy, wprowadzony w celu powstrzymania czwartej fali pandemii COVID-19. Ograniczenia były kilkakrotnie przedłużane i zgodnie z obecnym planem mają zostań zniesione 20 czerwca, czyli niewiele ponad miesiąc przed ceremonią otwarcia Igrzysk - 23 lipca.