Do wczoraj na całym kontynencie afrykańskim rejestrowano niespełna sto przypadków zakażenia, najwięcej w Egipcie, Algierii i Republice Południowej Afryki. Światowa Organizacja Zdrowia podejmuje starania, by zarówno możliwość wykonywania testów, jak i wiedzę na temat procedur, które służby medyczny powinny stosować, jak najszybciej upowszechnić. Wszystko to w uzasadnionej obawie, że słabość systemów opieki zdrowotnej w wielu krajach afrykańskich i poważne epidemiologiczne problemy z malarią, gruźlicą, czy AIDS mogą sprawić, że COVID-19 będzie na tym kontynencie szczególnie niebezpieczny. Eksperci podkreślają przy tym, że sytuacja służb sanitarnych się poprawia, pod koniec stycznia testy obecności koronawirusa SARS-CoV-2 można było wykonać tylko w Senegalu i RPA, teraz już w 37 afrykańskich krajach. Liczba zestawów do testów jest jednak wciąż niewielka, w większości krajów nie przekracza 100-200 sztuk. Mary Stephen z WHO, która pracuje w Brazzaville w Republice Kongo nie wyklucza, że obecnie podawane statystyki mogą być precyzyjne, choć do tej pory poddano testom w Afryce zaledwie nieco ponad 400 osób. Zawsze mogą się zdarzyć niewykryte przypadki - mówi Mark Woolhouse z University of Edinburgh. Podwyższony poziom czujności i fakt, że nie rejestruje się związanych z koronawirusem przypadków śmierci sugeruje, że nie ma tam istotnych, nieznanych jeszcze ognisk choroby. Gdyby fala infekcji w skali porównywalnej z Włochami czy Iranem gdzieś się w Afryce pojawiła, śmiertelnych przypadków nie dałoby się nie zauważyć - dodaje Woolhouse. David Heymann z London School of Hygiene and Tropical Medicine (LSHTM) podkreśla jednak, że na pytanie, czy brak przypadków to wynik słabości systemu testowania, czy dowód na to, że wirus tam szczególnie intensywnie nie atakuje, nie sposób na razie odpowiedzieć. Jimmy Whitworth z LSHTM dodaje, że niski poziom diagnozowanych infekcji może być wynikiem działań na rzecz izolacji ewentualnych zakażonych, a większość rejestrowanych przypadków trafiła do Afryki nie bezpośrednio z Chin, ale z Europy. Vittoria Colizza z Sorbonne University we Francji, autorka publikacji na temat podatności krajów afrykańskich na COVID-19 wskazuje na kombinację wielu czynników, ale podkreśla, że zarówno system prowadzenia testów jak i monitorowania osób potencjalnie zakażonych pozostawiają tam wiele do życzenia. Tymczasem pierwsze badania 300 przypadków wyeksportowanych z Chin wskazuje, że nawet 60 proc. zakażonych nie zostało od razu zdiagnozowanych. Przeprowadzona pod kierunkiem Ashleigh Tuite z University of Toronto analiza sytuacji we Włoszech wskazuje, że nie diagnozuje się od 27 do nawet 75 proc. infekcji, zarówno przywleczonych z zagranicy, jak i następujących w kraju. Dotychczasowe informacje na temat przebiegu COVID-19 wskazują też na to, że Afryka może mieć w walce z koronawirusem pewne atuty. W sytuacji, gdy ciężej chorują osoby starsze, istotne znaczenie ma średnia wieku danej społeczności. O ile w Chinach wynosi ona około 37 lat, w Afryce jest nieporównanie niższa, w Nigerii, najludniejszym kraju kontynentu, wynosi niespełna 18 lat. Eksperci podkreślają jednak, że ewentualna epidemia COVID-19 może być dla słabych systemów opieki zdrowotnej afrykańskich krajów groźna także dlatego, że może odciągnąć siły i środki od terapii innych chorób, które są tam groźne, na przykład malarii i odry. Takie tragiczne efekty zaobserwowano w czasie epidemii wirusa Ebola w latach 2014-16, kiedy tysiące osób zmarły na inne choroby, na których leczenie nie było po prostu środków. Grzegorz Jasiński Więcej: RMF24.pl