- Gdyby tak było, że powrót z wakacji spowodował masową falę zachorowań, to dzisiaj mielibyśmy tysiące placówek zamkniętych, a tak nie jest. Widać pewną fluktuację. Część szkół wraca z tej kwarantanny do tradycyjnych zajęć. Pojawiają się nowe podejrzenia zakażeń. Nie widać na razie, że ten słynny powrót z wakacji miał spowodować jakąś masową falę zachorowań - wyjaśnił Piontkowski we wtorek (29 września) na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia. MEN poinformowało w poniedziałek, że w trybie mieszanym pracuje 288 placówek oświatowych, a 96 w trybie zdalnym. Pozostałe, czyli 48,1 tys. placówek, działa normalnie. Piontkowski, na pytanie, czy jest możliwe kolejne zamknięcie gospodarki i szkół w związku z epidemią, stwierdził, że wprowadzono system, który umożliwia reakcję na zagrożenie epidemiczne. Przypomniał, że gdy istnieje podejrzenie koronawirusa w szkole, jej dyrektor może wystąpić do organu prowadzącego i do inspekcji sanitarnej o wydanie zgodny na zmianę formy kształcenia na mieszaną bądź zdalną. - Nie chcemy reagować w ten sposób, by wszystkie szkoły zamykać, chyba, że będzie jakaś dramatyczna sytuacja epidemiczna. Wydaje mi się, że sam fakt, że ktoś choruje w okolicach Warszawy, nie oznacza, że w okolicach Szczecina musimy zamykać szkoły. I tej logiki będziemy się raczej trzymali - powiedział. Skrócenie zajęć do 30 minut Minister mówił też o tym, że obecnie dyrektor szkoły po konsultacji z nauczycielami może skrócić lekcje z 45 minut do 30 minut. - Wprowadziliśmy taką możliwość. Chodziło głównie o kształcenie na odległość. Zbyt długa praca przed ekranem komputera nie jest najlepszym rozwiązaniem - wytłumaczył Piontkowski. Przypomnijmy, że pomysł skrócenia zajęć do 30 minut wysunęła była minister edukacji, a obecnie eurposłanka PiS Anna Zalewska w wywiadzie dla Interii. Do tej propozycji odniósł się szef MEN Dariusz Piontkowski, podkreślając, że w obecnym stanie prawnym, w uzasadnionych przypadkach, skrócenie czasu zajęć jest możliwe. Schematy działań dla stref czerwonych i żółtych Minister poinformował we wtorek, że przygotowane są też schematy działania dla stref czerwonych i żółtych. Tam inicjatywę ograniczenia funkcjonowania szkół - jak mówił - "będą miały sztaby kryzysowe, w skład których wchodzą także inspektorzy sanitarni". W kontekście subwencji oświatowej i tego, że część samorządowców domaga się większych nakładów, sugerując, że sytuacja jest nadzwyczajna ze względu na epidemię, powiedział, że samorządy zaoszczędziły około 1,3-1,4 mld zł na tym, że nie organizowały w tym czasie dowozów dzieci do szkół, zastępstw, a wydatki placówek np. na maseczki i na środki dezynfekujące pokrył w części budżet państwa. - Te zaoszczędzone przez samorządy pieniądze powinny z powrotem trafić do szkoły, jeśli rzeczywiście będzie zwiększony poziom wydatków związanych w jakikolwiek sposób z pandemią. Natomiast subwencja wzrasta. W tym roku jest to wzrost prawie trzymiliardowy, a od 2015 r. subwencja wzrosła niemal o 10 mld zł - podsumował.