Federalny Instytut ds. Leków i Produktów Medycznych (BfArM) zezwolił na stosowanie do 28 lutego tego roku testu DiaPt-CoV-50, umożliwiającego badanie moczu. Przy jego pomocy można z dużą dokładnością statystyczną już na początku choroby COVID-19 ustalić jej dalszy przebieg. W ten sposób da się "wcześniej i precyzyjniej leczyć ciężkie przypadki tej choroby i łagodzić cierpienia pacjentów" - informuje niemiecki periodyk medyczny "Deutsches Aerzteblatt". Test może także odciążyć system ochrony zdrowia w Niemczech, uginający się obecnie pod ciężarem walki z pandemią koronawirusa. Dozwolone okresowo badania moczu tą metodą oparte są na tej samej zasadzie co inne testy, które stosuje się do wczesnego wykrywania chorób nerek, niewydolności serca oraz cukrzycy. Podczas analizy próbki moczu wyodrębnia się z niej możliwie dużo białek i peptydów, których charakterystykę porównuje się z typowymi objawami różnych chorób. Obiecujące wyniki badań i pewne przeszkody Ograniczone czasowe specjalne zezwolenie BfArM na stosowanie tego testu opiera się na wynikach badań zleconych przez Ministerstwo Zdrowia. W ich ramach przebadano próbki moczu pobrane od 330 pacjentów. Wykazano, że ten test pozwala z niemal 90-procentową pewnością już w jej wczesnej fazie przewidzieć czy przebieg choroby COVID-19 będzie miał lekki, ciężki, czy bardzo ciężki charakter. - Dzięki wczesnemu rozpoznaniu przebiegu choroby COVID-19 można skuteczniej stosować lekarstwa przeznaczone do jej zwalczania - wyjaśnia prof. Joachim Beige, ordynator kliniki nefrologii w Lipsku. Przeszkody do pokonania Chociaż za szerszym stosowaniem tej metody przemawia wiele argumentów, do pokonania jest jeszcze parę przeszkód. Próbek moczu do tego testu nie wolno do tej pory pobierać ani w klinikach, ani w gabinetach lekarzy rodzinnych. Zgodnie z zaleceniem Federalnego Instututu ds. Leków i Produktów Medycznych jest to dozwolone tylko w tzw. centrach STAKOB w Berlinie, Hamburgu, Duesseldorfie, Lipsku, Frankfurcie nad Menem, Monachium i Stuttgarcie. STABKOB to skrót od "stałego kręgu roboczego centrów kompetencyjnych i leczniczych chorób wywołanych przez wysoce patogenne zarazki" działającego przy Instytucie Roberta Kocha w Berlinie. Koszty pobierania tych próbek pokrywa państwo, a nie, jak zwykle, kasy chorych. Badania próbek przeprowadzane są w specjalnym laboratorium w Hanowerze. Są wysokie, ponieważ każde takie badanie kosztuje 850 euro. Ministerstwo Zdrowia chce przezwyciężyć te przeszkody i prowadzi rozmowy z firmą produkującą zestawy do takich testów. Ta z kolei oferuje je na swojej stronie internetowej także prywatnym nabywcom, którzy muszą zapłacić za nie z własnej kieszeni. Redakcja Polska Deutsche Welle