Poprzedniego wieczora te same gazety podały, że Cummings kilka dni po wprowadzeniu przez rząd ograniczeń mających na celu zatrzymanie epidemii koronawirusa, gdy sam miał się izolować, przejechał ponad 400 km do domu swoich rodziców w Durham w północno-wschodniej Anglii i że 31 marca został tam pouczony przez policję. Biuro premiera tłumaczyło w sobotę w ciągu dnia, że Cummings odbył podróż, aby zapewnić swojemu małemu synowi odpowiednią opiekę, ponieważ jego żona była chora na COVID-19 i istniało "duże prawdopodobieństwo", że on sam zachoruje. Sam Cummings przekonywał, że zachował się "racjonalnie i zgodnie z prawem", i oświadczył, że nie ma zamiaru rezygnować. Doradcę premiera broniło także kilku członków rządu, w tym także na codziennej konferencji prasowej na Downing Street minister transportu Grant Shapps, który jasno mówił, że Cummings ma poparcie premiera. Jednak w sobotę wieczorem "The Guardian" i "Daily Mirror" podały, że 12 kwietnia Cummings był widziany wraz z rodziną w leżącej niespełna 50 km od Durham miejscowości Barnard Castle. Nawet jeśli Cummings już wówczas zakończył 14-dniowy okres izolacji, który zalecano w przypadku symptomów koronawirusa, pobyt w Niedzielę Wielkanocną w atrakcyjnej turystycznie miejscowości trudno będzie uzasadnić. Co więcej, jak podają obie gazety, w kolejną niedzielę, czyli 19 kwietnia, Cummings był ponownie widziany wraz z żoną w Durham. Było to pięć dni po jego powrocie do pracy w Londynie, co oznaczałoby, że jeszcze raz pokonał trasę między stolicą a Durham w czasie, gdy obowiązywał zakaz wychodzenia z domów i przemieszczania się bez uzasadnionej konieczności. Już piątkowe informacje obu gazet postawiły Borisa Johnsona w bardzo trudnej sytuacji, szczególnie że w ostatnich tygodniach były dwa głośne przypadki złamania obowiązujących restrykcji i w obu przypadkach zakończyły się rezygnacjami. Chodziło o naczelną lekarz Szkocji Catherine Calderwood, która została przyłapana na dwóch wyjazdach do drugiego domu na wsi, oraz doradzającego rządowi epidemiologa Neila Fergusona, którego w domu odwiedzała przyjaciółka. O ile po piątkowych informacjach opozycyjna Partia Pracy nie żądała wprost dymisji Cummingsa, lecz najpierw domagała się od rządu wyjaśnień, to teraz - wobec znacznie trudniejszych do uzasadnienia dowodów - z pewnością będzie chciała rezygnacji doradcy premiera. Z Londynu Bartłomiej Niedziński