Pod koniec lutego Liga Praw Człowieka pozwała państwo belgijskie do sądu, uważając, że obostrzenia przeciwepidemiczne nie zostały wprowadzone w sposób demokratyczny. W środę sąd orzekł na korzyść Ligi, stwierdzając, że restrykcje nie mają wystarczającej podstawy prawnej. "Brussels Times" wskazuje, że wyrok oznacza, iż wzrosła presja na rząd federalny, aby szybko przygotował "ustawę pandemiczną", która będzie stanowić trwałą podstawę prawną do podejmowania tego rodzaju restrykcyjnych środków. - Sędzia orzekł, że nie wystarczy, aby minister spraw wewnętrznych ogłosiła środki dekretem ministerialnym - powiedział we flamandzkim radiu specjalista ds. konstytucyjnych Stefan Sottiaux z KU Leuven, komentując orzeczenie. - Sędzia faktycznie wskazał na to, na co moi koledzy i ja narzekamy od miesięcy: niedopuszczalne jest, aby parlament był w kwestii obostrzeń odsunięty na bok - dodał. Rząd będzie musiał zapłacić karę. 5 tys. euro za każdy dzień Media twierdzą, że orzeczenie sądu daje rządowi dwie możliwości: zniesienie wszystkich obostrzeń, co jest mało prawdopodobne ze względu na obecną sytuację pandemiczną, lub zapewnienie podstawy prawnej dla restrykcji przed upływem 30 dni. Jeśli nic się nie zmieni w ciągu 30 dni, rząd będzie musiał zapłacić karę w wysokości 5 tys. euro za każdy dzień obowiązywania obostrzeń. W środę wieczorem minister Verlinden zapowiedziała, że złoży odwołanie od wyroku do sądu apelacyjnego w Brukseli, ale restrykcje pozostaną w mocy. Obecne belgijskie obostrzenia opierają się na ustawie z dnia 15 maja 2007 roku o bezpieczeństwie cywilnym. - Na początku było zrozumiałe, że zastosowano to prawo, argumentując, że nikt wcześniej nie doświadczył takiego kryzysu - powiedział Sottiaux. Sędzia jednak wyraźnie ocenił, że ten argument nie ma już znaczenia po roku od początku pandemii.